Już na pierwszych stronach Gotham Central, Book 1: In the Line of Duty dwójka detektywów musi zmierzyć się z jednym z największych złoczyńców Gotham City – Mr. Freeze'em. Jeden z detektywów umiera z jego broni, a ocalały partner Marcus Driver będzie okaleczony do końca życia. Ci funkcjonariusze Gotham Central nawet nie próbowali dorwać Freeze’a, lecz badali sprawę zaginionej dziewczyny – z takimi wyzwaniami mierzyć się muszą bohaterowie komiksu Eda Brubakera i Grega Rucka. Bo przecież Gotham City, na pierwszy rzut oka miasto jak każde inne, skrywa w sobie ogromne niebezpieczeństwo. Pierwszy tom Gotham Central składa się z trzech historii, z czego pierwsze dwie, których bohaterem jest Detektyw Driver, są ze sobą powiązane. To świat, w którym Jim Gordon przeszedł właśnie na emeryturę, a detektywi Wydziału Poważnych Przestępstw muszą działać pod nowym szefostwem. W Gotham City Batman istnieje nie jako złoczyńca, lecz niewidzialny mściciel, którego bohaterowie z obowiązku muszą ignorować i udawać, że w ogóle nie istnieje. Problemy zaczynają się wtedy, gdy zjawia się, by pomóc detektywom lub oni sami mają potrzebę zapalenia reflektora, który wzbogaci ciemny nieboskłon o symbol nietoperza.
Źródło: Egmont
Każda historia składa się z jednej bądź kilku zagadek kryminalnych, nad którymi pracują różne grupy detektywów. Z reguły konkretne historie opowiadają o jednej tylko zmianie w GCPD – Ed Brubaker zabrał się za pisanie scenariuszy nocnej zmiany, zaś Rucka pisał dzienne, przez co na zmianę obserwujemy różne grupy bohaterów. Są to niezwykle interesujące historie i choć zazwyczaj rozwiązanie ich ostatecznie kuleje, to motywy przewijające się w ciągu historii nie tylko ciekawie pogłębiają uniwersum Batmana, ale też budują fascynujące charaktery pracujące w policji Gotham. W rzucanych mimochodem kwestiach twórcy przemycają mnóstwo informacji na ich temat – jeden jest mizoginem, drugi nienawidzi innego wydziału, jeszcze ktoś zakochany jest w swojej partnerce. Liczba poruszanych przez bohaterów tematów jest ogromna i nie jest to jedynie zwykły kryminalny komiks, lecz często aspiruje do miana opowieści o życiu ludzi zamieszkujących najbrutalniejsze miasto na świecie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje trzecia historia w tomie, skupiająca się na detektyw Renee Montoi. Po tym, jak oskarżony o gwałt przestępca wychodzi na wolność, Montoya dostaje pogróżki, żądanie odszkodowania, a także ujawniona zostaje jej orientacja seksualna – Renee ma partnerkę i nie chciała, by ktokolwiek się o tym dowiedział, szczególnie jej konserwatywna rodzina. Kryminalna zagadka zmieszana z prywatnym dramatem bohaterki to niesamowita historia, jedna z najlepszych, jakie czytałem na kartach „batmanowych” komiksów, i nigdy bym nie przypuszczał, że nad rysowanymi kadrami będę się wzruszać. A właśnie tak się stało. Świetnych momentów w Gotham Central jednak jest znacznie więcej, szczególnie gdy na arenie pojawia się Mroczny Rycerz. To zupełnie inne spojrzenie na superbohatera. Ten pojawia się na kartach komiksu zaledwie kilka razy, kryje się zazwyczaj w cieniu, a i tak nieczęsto zobaczymy jego pełną posturę – zazwyczaj jest to kawałek peleryny, część maski bądź jego cień, gdy ten przemyka między budynkami. Batman wyrzuca zaledwie kilka kwestii i choć czuć, że wraz z bohaterami są po tej samej stronie, to ich relacje ograniczają się do zaledwie kilku chłodnych konkluzji. Kreska zresztą ułatwia portretowanie zarówno superbohatera, jak i całego miasta. Kilkukolorowe kadry, zwykle utrzymane w szarości, z jednej strony są zaledwie szkicowane, z drugiej zaś bogate w detale, szczególnie przy wnętrzach, choć kilka ujęć na panoramę miasta także wystarczy, by poczuć smród i brud Gotham City. To szkicowanie postaci z początku może powodować trudności z rozpoznawaniem bohaterów, a jest ich kilku, jednak z czasem można ich rozpoznać po charakterystycznych elementach, jak ubiór, kolor włosów czy partner stojący u boku. W tej konwencji Batman sprawdza się znakomicie: kilka kresek, niewyraźny symbol, szary strój skąpany w czerni – zupełnie tak, jakby trudno było go zauważyć. To świat, w którym obecność Batmana jest wiarygodna, wręcz namacalna.
Źródło: Egmont
Każdy zeszyt poprzedza okładka konkretnego numeru, w którym przejawia się największy talent Michaela Larka – dynamiczne, emocjonujące kadry świetnie korespondują z tematyką kolejnych kilkunastu stron i nadają im odpowiedni, neo-noirowy klimat. Pod koniec tomu możemy znaleźć kilka stron szkiców postaci i pokoju odpraw – fajna ciekawostka, choć mogłoby być tego więcej. Gotham Central to mądry, świetnie wyglądający i niezwykle trzymający w napięciu komiks. To także jeden z najciekawszych komiksów superbohaterskich, z jakimi miałem styczność. Dlaczego superbohaterskich? Bo kto jest największym bohaterem Gotham, jak nie ci, którzy przy pomocy notesu, pokoju przesłuchań, wzajemnego wsparcia i hektolitrów kawy walczą o lepsze jutro zgniłego miasta? Batman? Ten milioner z zabawkami, który zjawia się tylko wtedy, gdy dzieje się coś naprawdę poważnego? Dobre sobie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj