"Gotham" to serial szybkich powrotów. Tuż przed przerwą Gordon wylądował w Azylu Arkham, po czym czekaliśmy na to, co go czeka w nowym miejscu, a ostatecznie spędził w nim dosłownie jeden odcinek i powrócił na swoje miejsce. Niby było to uzasadnione nową sprawą, czyli szukaniem mordercy z Arkham (która trwała w sumie dwa odcinki!), ale w takim razie twórcy nawet nie udają, że ów cliffhanger miał jakiekolwiek znaczenie fabularne – miał za zadanie jedynie utrzymać widownie przez przerwę, by w nowym roku powrócić do status quo. Ech… Z drugiej strony to oczywiście dobrze, bo wyobrażam sobie, jak kompletnie nudne byłyby odcinki, gdyby Gordon siedział cały czas w szpitalu dla obłąkanych, ale w takim razie sam zwrot w fabule był zupełnie niepotrzebny. Tak czy inaczej, główny bohater jest z powrotem na komisariacie (jego powrót - kolejna perła) i próbuje rozwikłać następną sprawę, która jest zbyt przerysowana, by była prawdziwa. Na szczęście tym razem nie jest ona głównym wątkiem, bo pojawiają się bardziej interesujące kwestie, jak choćby odkrycie przez Carmine'a Falcone prawdy o Lizie, a sama sprawa jest ślicznie urozmaicona o strzelbę Czechowa (tym razem w postaci pary kaloszy), która wypala idealnie w momencie, kiedy zdążyliśmy o niej zapomnieć. Oczywiście jest także obowiązkowa scena z Barbarą, Bruce gdzieś znika (bardzo dobrze) i odcinek się kończy. Może przynajmniej los Fish Mooney będzie dłużej wisiał na włosku? Tak oczywiście się nie dzieje, co nie jest żadnym zaskoczeniem, ale irytuje niezmiernie, gdyż nic w tym serialu nie jest stałe – czy to Gordon w Arkham, czy los Fish Mooney, a nawet chwilowa obecność Arnolda Flassa na ekranie (który przecież mógłby długo służyć jako nemezis Gordona). Jeśli autorom brakuje pomysłów na ciekawe eksploatowanie postaci, to niech po prostu nie dokonują wielkich zmian w ich życiorysie albo niech ich nie wprowadzają – parę fajnych wątków zostało już przecież zmarnowanych. [video-browser playlist="657005" suggest=""] Co ciekawe, w odcinku „Welcome Back, Jim Gordon” pojawia się obietnica wielkich zmian na komisariacie. Pierwszy problem polega na tym, że już kiedyś Gordon wygłosił przemowę do swoich współpracowników, po czym oczywiście wszyscy razem ruszyli budować lepsze jutro, zaś w następnym odcinku nic się nie zmieniło. Tu pojawia się drugi problem, czyli problem ciągłego powracania do punktu wyjścia w „Gotham” – niech wojna między rodzinami się rozpocznie, niech wreszcie Jim zacznie walkę z korupcją (powoli się do tego zbliża, choć szkoda pozbycia się Flassa), niech Bruce zacznie przeprowadzać śledztwo w sprawie śmierci rodziców albo zamilknie na wieki... Właśnie! Gdybyście się zastanawiali, to młody Wayne wyjechał do Szwajcarii, dlatego był nieobecny. W „Gotham” naprawdę prawie nic się nie dzieje. Na szczęście 13 odcinek znów daje nadzieję na to, że serial wreszcie złapie swój charakter – to, co podnosi ten serial, to całkiem niezłe napięcie między bohaterami (Bullock - Mooney, Nygma - Kringle, serio!) i oczywiście zwykłe sprawy, bez nadludzkich mocy i świetnych planów, gdyż to one ukazują Gotham jako miasto, a nie krainę czarów. Dzięki temu poznajemy środowisko przestępcze, polityków i obrońców prawa (gdzie jest Harvey Dent?) – i dostajemy fabułę, którą uciągnąć może James Gordon. Nie jest on przecież superbohaterem, więc po co stawiać naprzeciwko niego tych, z którymi Batman też miał problem? Dajcie mi interesujący wątek przewodni! Czy proszę o zbyt wiele? Zobacz również: „Gotham” – nowa porcja materiałów dodatkowych PS. Wreszcie poznaliśmy sekret najlepszego zabójcy w „Gotham” – Victor Zsasz potrafi omijać kule, które lecą prosto na niego, a jego najważniejsza umiejętność to stanie w miejscu i strzelanie do ukrytego za osłoną przeciwnika, który także odpowiada ogniem. Efekt – Victor wychodzi z tego bez zadrapania, zaś przeciwnik zostaje pokonany…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj