To nie był najlepszy odcinek Gotham w tym sezonie. Głównie dlatego, że cała oś wydarzeń kręciła się wokół młodego Bruce'a Wayne'a, a jak wiadomo, najczęściej wątki z nim związane zwyczajnie nudzą. Sam odcinek natomiast był do bólu przewidywalny, poza jednym, dość zabawnym wyjątkiem.
Jesteśmy niemal u kresu drugiego sezonu serialu
Gotham i oceniając go jako całość trzeba przyznać, że twórcy poszli po rozum do głowy tworząc jeden z ciekawszych seriali opartych na komiksach. Historia cały czas bardzo ciekawie się rozwija, choć w ciągu dotychczas wyemitowanych 20 odcinków nie brakowało tych nijakich.
Unleashed co prawda taki nie był, ale odstawał poziomem od poprzedniego, w którym po raz pierwszy pojawił się Azrael, czyli wskrzeszony Theo Galavan.
Najnowszy odcinek był kontynuacją historii Azraela i tu trzeba przyznać, że twórcy nie zadziałali w myśl zasady „nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz”. Tu tendencja była wręcz odwrotna – świetnie zaczęto rozwijać wątek Azraela, by nie najlepiej go skończyć. Głównym powodem takiej sytuacji było zbyt mocne skupienie się na młodym Waynie. Póki nie był centralną postacią, póty wszystko całkiem nieźle się oglądało. I owszem, od pierwszego sezonu jego postać rozwinęła się, niemniej jego ekranowa obecność często wydaje się po prostu zbędna.
Azrael więc swoje mordercze żądze przełożył z Jima Gordona właśnie na przyszłego Batmana, kontynuując to, czego nie udało się zrobić Galavanowi – misję wykończenia rodu Wayne'ów. Jak wiadomo, cokolwiek nie zagraża Bruce'owi i tak wyjdzie z tego cało, dlatego też jest to trochę stracony czas, choć nie można nie docenić próby pokazania, jak następuje jego rozwój. Gorsze było jednak to, że finałowe sceny rozegrały się w tym samym nudnym już salonie w domu Wayne'ów (tak na marginesie, naprawdę nie mogą pokazywać częściej innych pomieszczeń?) gdzie walka wyglądała dość pokracznie. Brakowało jakiejkolwiek dynamiki, a sceny walki miały tempo żółwia polującego na liść sałaty. Zrekompensowała nam to ostatnia scena aktu, gdy pojawił się Pingwin wraz z Butchem. Było to bardzo efektowne zakończenie drugiego życia Galavana/Azraela.
No url
Ciekawiej działo się już tradycyjnie w samym Arkham, do którego próbowała się dostać Selina. Tam dochodzi do spotkania przyszłej Catwoman z Człowiekiem Zagadką. Scena, choć krótka, dała intensywne wrażenie, że między obydwoma bohaterami zaiskrzyła pewnego rodzaju chemia. Dobitnie przy okazji pokazano, że Edward Nygma jeszcze nie raz nas w tym serialu zaskoczy. Nie dziwi to specjalnie, bo wcielający się w niego Cory Michael Smith pokazuje, że w tej postaci jest bardzo wielki potencjał. Niech dowodem będzie to, że tak jak w pierwszym sezonie wszyscy pokochali postać Pingwina wykreowanego przez Robin Lorda Taylora, tak teraz najciekawszym czarnym bohaterem stał się właśnie Nygma. Wiadomo jednak, że ostatnie sceny tego sezonu ukradnie Hugo Strange, bo to na nim zapewne skupią się ostatnie dwa odcinki. On też napędza całą fabułę i sprawia, że Arkham to prawdziwe siedlisko zła zmieszanego z szaleństwem. Co prawda serialowemu więzieniu nadal jest bardzo daleko do tego znanego z komiksów, niemniej to właśnie ono sprawia, że warto czekać na rozgrywające się tam sceny.
Unleashed, w porównaniu do poprzedniego odcinka, niestety niczym szczególnym nie zaskoczył (może poza cliffhangerem na samym końcu), choć popchnął fabułę do przodu. To pokazuje, że prawdopodobnie w kolejnych odcinkach, a przede wszystkim w trzecim sezonie, nie będzie właściwie miejsca na nudę.
Gotham przy tym zyskało już swoją tożsamość. To nie ten sam serial co kiedyś. Potrafi zainteresować fabułą oraz ciężką, a czasami szaloną atmosferą. I tylko żal, że najciekawiej i najlepiej rozpisanymi postaciami są przyszli wrogowie Batmana, nawet jeśli są do bólu przerysowani. Bo reszta (może poza Harvey'em Bullockiem) nadal jest po prostu nudna. Ale może i to w końcu się zmieni.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h