Na tle pozostałych seriali komiksowych, Gotham jest najtrudniejsze do porównań. Produkcja wykreowała własną, często niezrozumiałą, ale jednak unikalną tożsamość i standardy. W ich świetle Blood Rush to kolejny dobry odcinek.
Jednym z atutów zeszłotygodniowej odsłony
Gotham było osadzenie kapitana Barnes’a w centrum fabuły, a tym samym w końcu lepszy użytek z Michaela Chiklisa. Aktor wreszcie mógł bowiem rozwinąć „krzykliwe” usposobienie swojej postaci i pokazać więcej emocji – sprawdzał się zarówno w scenach rozmów (np. z Mad Hatterem, gdzie pokazywał gotujący się w nim gniew i strach), a także w sekwencjach akcji (bójka w barze). Za sprawą jego działań podrzucono także kilka obrazków graficznej przemocy, która imitowała wymarzony dla serialu klimat fincherowskiego
Se7en. Udanie wypadł także złoczyńca tygodnia, psychopatyczny, acz bogaty i wsławiony chirurg plastyczny przedstawiający się jako doktor Symon (przypominający nieco krzyżówkę Simona Stagga i Profesora Pyga). Robił wrażenie jako zblazowany, charyzmatyczny i bezczelny w swych popędach kryminalista - szkoda więc, że tak szybko scenarzyści się go pozbywają.
Bezkompromisowość serialu jest jednak zaletą – łatwo co prawda przewidzieć następujące wydarzenia, ale zapewnia ona tempo rozrywki i łatwą przyswajalność. W zamian otrzymamy również ciekawy w zamyśle wątek wewnętrznej walki w szeregach policji i bezpośrednie starcie na linii Gordon-Barnes. Innym z dobrych pomysłów scenarzystów było także czasowe przydzielanie temu pierwszemu różnych funkcji. Po fazie prywatnego detektywa i łowcy nagród, bohater wraca do swojej pierwotnej roli detektywa i przewrotnie czuć w tym zarówno charakterologiczny jak i fabularny progres.
Kryminalna strona omawianego epizodu wypadła więc nadzwyczaj dobrze, a tylko nieco gorzej prezentowały się wątki romantyczne, które zawładnęły ostatnio drugim planem. Wprowadzenie postaci Mario odbywa się z ogólną korzyścią dla produkcji, a jego związek z Lee ogląda się przyjemnie, dzięki czemu nie razi pozostające pytanie o prawdziwe uczucia kobiety względem Gordona. Nawet jeśli rezultat, a więc ponowne zejście się tych bohaterów można bezpiecznie założyć, to serial wybrał odpowiednio okrężną ku temu drogę. Cieszy, że wrócił na niej także Carmine Falcone (wcielający się w niego John Doman to wyższa półka), który teraz odgrywa co prawda emerytowanego gangstera i rodzinnego gospodarza, ale wciąż może jeszcze zamieszać. Powrót mafijnych porachunków przywitałbym z otwartymi ramionami.
Póki co serial zaskakująco nieźle radzi sobie także z wątkiem nieszczęśliwego i skazanego na porażkę uczucia Pingwina względem Nygmy. Znów łatwo domyślić się, że nie dostąpi on jakiegokolwiek szczęśliwego zakończenia (aż tak odważni scenarzyści nie są, co poniekąd jest też dowodem hipokryzji amerykańskiej telewizji), dlatego sprawdza się wkomponowanie go w toksyczny trójkąt miłosny. A może nawet czworokąt skoro silnie akcentowana jest pani Kringle. Ważne jednak, że to Pingwin wraca tu do swoich manipulacji i pokazuje, że wciąż nie cofnie się przed niczym. Spreparowane starcie Isabelli z pociągiem może dalej rozwinąć temat i sprawnie wyprowadzić
Gotham na nowe tory.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h