Pierwsza z nich zgodziła się na zmianę charakteru pracy męża na znacznie słabiej opłacaną, a druga postanowiła walczyć o swoje małżeństwo. Wątek Gabrielle jak zawsze był bardzo zabawny. Jednak tym razem uważam, że scenarzyści trochę przesadzili. Rozumiem wielką miłość do zakupów ale uważam, że jej zachowanie w sklepie zostało zbyt przekoloryzowane. Najbardziej zirytował mnie moment, gdy pracownicy i klientela bili jej brawo. Za najlepszą scenę epizodu z udziałem Longorii uważam rozmowę w agencji pracy, kiedy to przedstawiała swoje wymagania. Niemniej wątek Solisów był moim zdaniem najsłabszym punktem odcinka.
[image-browser playlist="603912" suggest=""]
© ABC 2012
Z kolei historia Lynette była najciekawiej rozpisana. Potrafiła mnie bowiem zaskoczyć, mam tutaj na myśli moment, kiedy okazało się, że Penny podpuściła Jane, by umożliwić rodzicom wspólne spędzenie wieczoru, oraz w pewnym stopniu wzruszyć. Kolacja i przeglądanie albumu wypadły naprawdę interesująco. Podobnie z resztą jak moment, kiedy Tom dowiaduje się o kłamstwie żony. Myślałem również, że złość utwierdzi go w przekonaniu, iż związek z Jane był dobrym wyborem. Okazało się jednak, że dopadły go wątpliwości. Teraz jestem już pewien, że w domu Scavo otrzymamy sielankę przed zakończeniem serialu.
Za najbardziej zabawny wątek epizodu uważam natomiast zbiór wydarzeń skupiających się wokół Bree i powrotu Andrew wraz z nową narzeczoną. Postać Mary Beth prezentowała się bardzo interesująco. Najbardziej podobał mi się moment, kiedy robiła zdjęcia jedzenia. Impreza zorganizowana przez Bree również wywołała uśmiech na mojej twarzy. Genialne było jej stwierdzenie, że tęskni za dawnymi znajomymi syna. Przed oczami od razu stanęły mi wydarzenia z pierwszego sezonu, kiedy nie potrafiła zaakceptować homoseksualizmu Andrew. Zakończenie historii także oceniam jako bardzo przyjemne. Można było zaobserwować, że postać grana przez Marcię Cross bardzo ewoluowała na przestrzeni lat.
[image-browser playlist="603913" suggest=""]
© ABC 2012
Relacje matki z synem ukazywały również wydarzenia związane z postacią Susan. Bohaterka wraz z synem znajdywali się w jednakowej sytuacji emocjonalnej po stracie Mike’a. Obydwoje odczuwali żal i gniew. Początkowo myślałem, że MJ w perfidny sposób starał się wykorzystać sytuację, co zupełnie nie pasowało mi do jego postaci. Jednak podczas sceny w garażu przekonałem się, że rzeczywiście przeżywał śmierć ojca i czuł się osamotniony w cierpieniu. Dopiero wspólne rozbijanie słoików z dżemem pozwoliło mu uświadomić sobie, że matka czuje to samo. Swoją drogą motyw ze wspólnym rozładowywaniem agresji uważam za bardzo udaną próbę oddania dramatyzmu całej sytuacji.
Na koniec wspomnę jeszcze o początkowej sekwencji scen epizodu, w której otrzymaliśmy dawkę typowego dla tej produkcji humoru. Cała sytuacja związana z oświadczynami Renee i Bena została przedstawiona w naprawdę żartobliwy sposób. Niestety po raz kolejny nie potrafię odżałować niewykorzystanego potencjału, jaki tkwi w postaci granej przez Vanessę Williams. Końcówkę odcinka również oceniam na plus. Jestem ciekaw czy Bree uda się jakoś wywinąć i jak cała sprawa dalej się potoczy.
Ocena: 8/10