"Game of Thrones" wciąż cierpi na największą przypadłość tak rozbudowanego serialu. Byliśmy tego świadkami w poprzednich sezonach, kiedy każdy z bohaterów dostawał w odcinku zaledwie kilka minut. Tym razem jest podobnie, choć widać, że twórcy realizują wszystko niezwykle sprawnie i wbrew pozorom akcja przebiega naprawdę wartko. W drugim odcinku prym wiodą dwa wątki: związany z Aryą, która się w końcu pojawia, oraz z Jonem Snowem. Najmłodsza z córek Neda przybywa do Braavos, do tytułowego domu czerni i bieli, by stać się jednym z ludzi bez twarzy. To, co czeka ją dalej, jest jasne dla czytelników książki, choć ciekaw jestem, jak rozwiążą to twórcy serialu. Możliwe, że pójdą nieco inną ścieżką. Na razie wszystko się jednak zgadza. Wątek Aryi może być jednym z ciekawszych w sezonie. Na pewno nie przebije jednak wątku Jona Snowa, który rozwija się z odcinka na odcinek. Bohater dostaje od Stannisa obietnicę otrzymania nazwiska ojca i stania się panem Winterfell, jeśli wyruszy wraz z nim odbić ojczysty zamek. Wierny Nocnej Straży Jon rezygnuje z przywilejów, a w niezwykle emocjonującej scenie staje się głównym dowodzącym. Brawa dla twórców - mimo że jest to zwykłe głosowanie, to czuć emocje. Jon wyrasta na jednego z najważniejszych bohaterów i choć nie ma ambicji politycznych, zostaje wplątany w bezwzględną walkę o wpływy. Emocje czuć także w Królewskiej Przystani. Cersei wysyła Jaime'ego w celu odnalezienia córki - i ten wątek będzie niezwykle ciekawy. Wizyta w Dorne może sporo namieszać, szczególnie że czeka nas poznanie Żmijowych Bękarcic, a kochanka Oberyna pragnie krwi i zemsty na Lannisterach. [video-browser playlist="684032" suggest=""] Zastrzeżenia można mieć za to do Matki Smoków. Daenerys postępuje idiotycznie i trzeba to nazwać po imieniu. Coraz bardziej gubi się w swoim panowaniu, pragnąc być zarazem sprawiedliwą, jak i uczciwą względem siebie. Doprowadza to do małej katastrofy, podczas której sprowadza na siebie gniew niedawno uwolnionych niewolników, co może prowadzić do bezpośrednich zamieszek. Dodatkowo ciągle ma na głowie problem z Synami Harpii, którzy nie odpuszczają. Nie mam pojęcia, co kieruje Daenerys, ale jej postępowanie jest po prostu niezrozumiałe. Zamiast ocalić niewolnika, który pragnął jej pomóc, każe na oczach wszystkich ściąć mu głowę. Może to się dla niej źle skończyć. Widać to szczególnie w emocjonującej końcówce odcinka, kiedy na chwilę pojawia się Drogon. Największy ze smoków odlatuje jednak, wybierając wolność. Piękna scena, do tego bardzo symboliczna. Oczywiście efekty specjalne jak zawsze zachwycają. Drugi odcinek "Game of Thrones" wprowadza kolejne wątki, ale i rozwija te już rozpoczęte. Duża liczba bohaterów nieco negatywnie wpływa na dynamikę, ale twórcy wychodzą z tego obronną ręką. Wszystko ogląda się bardzo dobrze, a akcja postępuje szybko. Co najważniejsze, patrząc na rozwiązania fabularne, sporo postaci wreszcie się spotka, a ich losy zaczną się zazębiać. Widać to po wędrówce Sansy i Littlefingera do Winterfell oraz podążaniu za nimi Brienne i Poda. Dobrze, że niektóre postacie mają szansę się spotkać, bo dzięki temu liczba wątków nieco się zmniejszy, co wpłynie pozytywnie na dynamikę produkcji. Czytaj również: „Gra o tron”: Twórcy na ostatniej prostej. Powstanie tylko 7 sezonów? Piąty sezon zapowiada się bardzo smakowicie i ciekawie, szczególnie że część wątków jest poprowadzona nieco inaczej niż w pierwowzorze. Jak wiadomo, niektóre z nich nie pojawiły się jeszcze w książkach, więc widzowie po raz pierwszy będą mieli lepiej niż czytelnicy. Czuć również, że twórcy powoli zbliżają się do wielkiego finału.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj