Game of Thrones” to produkcja, którą wielu fanów ocenia przez pryzmat książek George’a R.R. Martina i fabularnych zabaw, jakie serwują scenarzyści, wprowadzając coraz więcej zmian w porównaniu do pierwowzoru. Po kilku recenzjach pisanych na naszych łamach przez osoby dobrze zaznajomione z sagą „Pieśni Lodu i Ognia” przyszedł czas, aby przyjrzeć się najnowszej odsłonie z perspektywy kogoś, kto nie miał z powieściami żadnego kontaktu. Kolejne epizody oglądam, nie przejmując się wszelakimi modyfikacjami, i muszę powiedzieć, że z punktu widzenia "czystego" serialomaniaka 5. seria daje radę! Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy słyszałem wiele na temat tego sezonu - przede wszystkim, że będzie oparty na najnudniejszej z książek i cudów spodziewać się po nim nie ma co. Jednak twórcom udaje się solidnie adaptować tę historię na potrzeby telewizji, a seans mija wyjątkowo szybko. No i „The Sons of the Harpy” zwiastuje, że najlepsze jeszcze przed nami. Znakomicie zarysowane są choćby paralele pomiędzy Królewską Przystanią a Meereen. Oba miasta nękają fanatycy, którzy zaburzają dotychczasowy porządek. Tajemniczy High Sparrow dostał swoją armię, której bezkompromisowe metody są uzasadnione misją w imieniu bogów. Synowie Harpii natomiast podważają rządy Daenerys, bo chcą być jak bogowie traktowani. W stolicy Siedmiu Królestw wydarzenia napędza złowieszczy plan Cersei, która pociąga za sznurki tak, aby pozbyć się Tyrellów ze swojego otoczenia bez względu na koszty. Oczywiście nadanie liderowi religijnej sekty tak dużej władzy prędzej czy później zapewne się zemści. [video-browser playlist="691327" suggest=""] Podwaliny pod coś dużego budowane są także w sekwencjach toczących się w Winterfell i w Czarnym Zamku. Stannis szykuje się, aby ruszyć na południe, a po drodze będzie chciał zmieść w pył Boltonów. Petyr Baelish powiedział Sansie, że gdyby miał postawić pieniądze na zwycięzcę takiego pojedynku, nie wahałby się przeznaczyć je na Baratheona. Przebiegły bohater ewidentnie wiąże z sukcesem tego dowódcy spore nadzieje. Co knuje? Szczegółów jeszcze nie znamy, ale jeden moment odcinka był szczególnie interesujący. Niby nic takiego, ale rozmowa Stannisa z córką może być dla tego wątku przełomowa. Do tej pory twarda i niezłomna postać w końcu pokazała ludzką twarz, jakieś emocje, słabość. Ta znakomita scena może coś zwiastować, na przykład to, że cała intryga Baelisha runie jak domek z kart. A kto ucierpi na tym najbardziej? Oczywiście Sansa, największy pechowiec tej opowieści. Wiele już omówiliśmy, a działo się tu jeszcze sporo innych rzeczy. Swoją moc uwodzenia włączyła znów Melissandre, chcąc użyć jej na Jonie, lecz bez skutku. Na pewno dała mu jednak do myślenia, wypowiadając kultowe „You know nothing, Jon Snow”. Gdzieś zaś hen daleko w innej części tego świata Jorah Mormont płynie z Tyrionem do Meereen, a my wszyscy mamy nadzieję, że Peter Dinklage rozrusza nieco tamtejsze towarzystwo. W końcu Khaleesi potrzebny jest nowy doradca. Wiem, że finałowa sekwencja „The Sons of the Harpy” była właśnie jedną z tych rzeczy, które odchodzą od książek, ale naprawdę trudno mówić o niej inaczej niż tylko w superlatywach. Świetnie nakręcona, krwawa walka na śmierć i życie, która była ostatnią dla Ser Barristana. Oby od teraz historia Daenerys nabrała prawdziwych rumieńców. Nie można zapomnieć o wyprawie do Dorne Jamiego i Bronna. Na ten moment tych dwóch jest głównie tylko źródłem niezłego humoru, ale Żmijowe Bękarcice już zagięły na nich parol i rozpoczynamy wyścig – kto pierwszy dotrze do Myrcelli. Czytaj również: „Gra o tron” znów odchodzi od książek. Kolejny bohater opuszcza serialGame of Thrones” jest z każdym kolejnym odcinkiem serialem coraz ciekawszym w swoim 5. sezonie. Oby ten trend został utrzymany, a kolejne odsłony wgniotły nas w fotel.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj