Graceland nadal jest najciekawsze w wątku Johnny'ego (Manny Montana), którego zadanie wydaje się najtrudniejsze i zarazem najgroźniejsze. Tego uczucia niebezpieczeństwa oraz śmierci depczącej mu po piętach nie ma w historii Mike'a (Aaron Tveit), Briggsa (Daniel Sunjata) oraz Charlie (Vanessa Ferlitto). Przede wszystkim jednak działania Johnny'ego potrafią zaintrygować - nie są tak banalne, co chwilę stawiane są przed nim wyzwania i niebezpieczeństwa oraz wprowadzony jest dylemat emocjonalny związany z córką gangstera. To buduje historię tak naprawdę ciągnącą ten serial.
W tym sezonie popełniono jeden bardzo istotny błąd - rola Briggsa została zminimalizowana na rzecz Mike'a, który został dowódcą. Zmiana dynamiki grupy bohaterów spowodowała drastyczny spadek jakości, bo nagle Graceland straciło swój pazur i tak naprawdę sens. Mike jest postacią nudną, mało ciekawą, a jego decyzje często irytują. Czuć to w wątku z nalotem na placówkę z dziewczynami. Mimo przedstawionych argumentów zachowanie Mike'a wydaje się nierozsądne i szalenie ryzykowne. Przeżył tylko dzięki szczęściu. I to go różni od Briggsa, który całość rozegrałby zupełnie inaczej, lepiej. Szkoda, że poszło to tym torem.
[video-browser playlist="633405" suggest=""]
Same działania Briggsa to przeciwieństwo mdłego wątku Mike'a. Jego próby wkupienia się w łaski skorumpowanych gliniarzy są wciągające i interesujące - czuć tutaj to, czym intrygował 1. sezon Graceland, a sprawy osobiste (związane z byciem ojcem) potrafią wzbudzić emocje. Te pojawiają się szczególnie w cliffhangerze, który może porządnie rozruszać końcówkę sezonu.
Zobacz również: Odkryj, co czyni go bohaterem. Plakat "The Flash"
Graceland bardzo straciło na jakości w 2. sezonie przez nie najlepsze pomysły, przeciętne rozwiązania i porzucenie tego, co czyniło ten serial dobrym. Nadal jest nieźle, ale dużo brakuje do tego, by było naprawdę świetnie.