"Graceland" tylko przez kilka minut bawi się z widzem, sugerując, że być może Mike naprawdę umarł, tak jak widzieliśmy to w finale. Gdyby pozbyto się tej postaci, która w poprzedniej serii zaczęła okrutnie irytować swoim zachowaniem i nieciekawą rolą, wpłynęłoby to korzystnie na serial. Jeff Eastin jednak widzi to inaczej i wykorzystuje najstarszy schemat kina. Problem w tym, że teraz ten serial mija się z ostatnią deską ratunku, by odbudować swój poziom. Jako widz jestem rozczarowany, bo oprócz banału z Mikiem nic ciekawego nie zaoferowano. Paige zmagająca się z wyrzutami sumienia, zmęczeniem i jakimiś głębszymi problemami jest w "Graceland" utrapieniem, jednak to Mike przewyższa ją w głupocie - scena w porcie jest totalnym nieporozumieniem. Przyjechał, wystraszył i tak po prostu pozwolił odjechać skorumpowanemu glinie? To jedna z najgłupszych scen, jakie kiedykolwiek zostały w tym serialu pokazane. Nie mógł od razu go zatrzymać, a potem chełpić się zmartwychwstaniem? To nie jest tylko głupie - to jest bez sensu. Rozumiem, że moment próby zabicia Paige był dla nich wystarczający, by go aresztować, więc dlaczego podjęto tak absurdalną decyzję? Przecież Johnny nie pozwoliłby mu pociągnąć za spust, trzymając go cały czas na muszce! [video-browser playlist="718925" suggest=""] W Graceland nadal chaos, konflikt i brak tego uroku, który jakoś budował tę społeczność agentów wzbudzających sympatię w 1. sezonie. Teraz ich więzi zostały porozrywane i nie wpływa to dobrze na poziom produkcji. Pozostaje jedynie liczyć, że Paige w istocie zniknie i zastąpi ją jakąś świeża krew, która wprowadzi do tego serialu nową energię. Briggs jest najlepszą postacią i to on napędza rozwój wydarzeń od samego początku. W tym odcinku mamy tego potwierdzenie poprzez rozwój wątku kasety i zadośćuczynienia. Dobrze, że nie zdecydowano się dalej wałkować motywu wyrzutów sumienia, tylko od razu rzucić Briggsa na misję niemożliwą. Wątek armeńskiej mafii zapowiada się ciekawie, mrocznie i soczyście. Na razie dostaliśmy jedynie wiele sugestii dotyczących tego, jak to może się rozwinąć, ale bez wątpienia one intrygują. Podsumowaniem złych decyzji twórców "Graceland" jest kontynuacja problemów Johnny'ego z jego miłością i jej bratem gangsterem. To męczyło już w poprzedniej serii, a teraz jedynie widać, że tutaj nie ma nawet potencjału na rozwój. Ten wątek szybko musi zostać zakończony, bo jest jednym z najsłabszych elementów premierowego odcinka. Zobacz również: Koniec „Top Gear”. Jeremy Clarkson przeprasza fanów "Graceland" rozczarowuje w premierze 3. sezonu, oferując szereg niesatysfakcjonujących decyzji, które niszczą niezły efekt finału poprzedniej serii. Najgorsze w tym, że poza wątkiem Briggsa trudno tutaj dostrzec potencjał na rozwój w ciekawym kierunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj