"The Last of Us: Remastered", "Abe's Oddysee New 'N' Tasty" czy chociażby wydany całkiem niedawno "Resident Evil HD" pokazały nam, jak może wyglądać prawdziwe odświeżenie gry. W przypadku przygód "Manny'ego" Calavery możemy mówić co najwyżej o kosmetycznych poprawkach, które na tle wymienionych wcześniej produkcji wyglądają kiepsko, by nie powiedzieć nawet, że jest to bezczelny skok na kasę oparty na sentymencie starszych odbiorców. "Grim Fandango Remastered" to nadal świetna przygotówka, w którą w latach 90. mieliśmy okazję zagrać, ale ewidentnie nadgryziona zębem czasu, a Double Fine nie potrafiło z tym faktem zrobić zupełnie nic. Kto nie grał w oryginał, ten niech lepiej nie zawraca sobie głowy tym "odświeżonym" tytułem, chyba że mu naprawdę zależy na poznaniu historii, o której w gamingowym światku krążą już legendy. Jeżeli się zdecydowałeś, to przygotuj się na prawdziwe zaskoczenie - "Grim Fandango Remastered" nie wygląda tak, jak może sugerować pojęcie "remaster".

[video-browser playlist="657097" suggest=""]

W grze wcielamy się w sympatycznego Manuela „Manny'ego" Calaverę, pracownika Departamentu Śmierci (DoD), który musi odpokutować popełnione za życia grzechy. Jego praca nie jest najsympatyczniejsza - bohater musi umarłym klientom sprzedawać bilety do Ninth Underworld, krainy dla zmarłych dusz miodem i mlekiem płynącej. Jakość i czas podróży klienta zależy od tego, jakim był człowiekiem za życia. "Manny'emu" robota nie do końca odpowiada - może dlatego, że nie trafiają mu się klienci Premium, czyli ci z wyższej półki. Calavera wietrzy w tym spisek. Za sprawą zniknięcia jednej z jego (nielegalnie) zdobytych klientek Premium "Manny" rozpoczyna własne śledztwo, które ma na celu obnażenie konspiracji i odnalezienie Mercedes „Meche” Colomar, klientki, do której mocniej zabiło mu serce. Tak rozpoczyna się przygoda w nieumarłym świecie, która łącznie potrwa 4 wirtualne lata. W zasadzie całość świata przedstawionego w grze skupia się na wszędobylskiej śmierci i demonach. Kościotrupy tam, demony tu, a „życie” toczy się dalej, tylko wszyscy są martwi. Są restauracje, knajpki, puby, biura i festyny. Każda kraina tętni życiem na swój sposób, a bohaterowie, których spotykamy, to nie tylko płaskie postacie, z którymi dialogi przeklikamy - to doskonale odegrane role, które na długo pozostaną w pamięci grającego. Na pierwszy plan wysuwa się „Manny” Calavera, czyli Tony Plana, kubański aktor, który podłożył głos bohaterowi gry i nadał mu swoistego charakteru. "Manny" często wplata w swoje teksty hiszpańskie słówka. Sferze dźwiękowej "Grim Fandango Remastered nie można zarzucić nic - zarówno dialogi, jak i muzyka są doskonałe, zupełnie jak przed laty. Tutaj warto wspomnieć, że część utworów została od nowa nagrana z wykorzystaniem orkiestry symfonicznej. Natomiast zupełnie po macoszemu potraktowano to, co wysuwa się na pierwszy plan – oprawę wizualną. Pominięto nawet tak ważny aspekt jak współczesne proporcje obrazu (16:9). Owszem, w "Grim Fandango Remastered” jest taka opcja, ale po włączeniu tego trybu w grze obraz nienaturalnie się rozszerza, powodując jeszcze większy ból gałek ocznych niż w przypadku grania w proporcjach 4:3 z pasami pionowymi po bokach. Cały remaster tej gry polega jedynie na delikatnym, naprawdę bardzo delikatnym wygładzeniu powierzchni tła (zobaczyć to można, włączając i wyłączając w opcjach funkcję Remaster). Troszkę więcej pracy włożono w przygotowanie modeli postaci i ich nowe oświetlenie. Te wszystkie kosmetyczne poprawki to jednak za mało. Poniżej możecie zobaczyć fanowski materiał z "Grim Fandango Remastered” - tak odświeżony klasyk powinien wyglądać! Jak widać na poniższym filmiku, da się, tylko trzeba mieć chęci. Double Fine chyba chyba ich zabrakło.

[video-browser playlist="657110" suggest=""]

Interfejs gry jest mało wygodny i kłopotliwy w niektórych sytuacjach, szczególnie gdy mamy do czynienia z zagadką wymagającą od nas precyzji i szybkiego działania. Kamera w takich sytuacjach również nie jest zbyt przyjazna. Momentami następuje przeskok statycznego obrazu, który zdecydowanie utrudnia poruszanie się i wymaga od gracza chwili na odnalezienie się w świecie gry. Jedną z nowinek w "Grim Fandango Remastered” jest komentarz autorów, który można włączać i wyłączać, kiedy tylko się chce. Szkoda, że przypisany jest on jedynie do wybranych scen, po których opuszczeniu się on wyłącza. Z niego dowiedzieć się możemy o wielu aspektach produkcyjnych "Grim Fandango Remastered", czym się twórcy inspirowali, jak powstawała konkretna scena. Coś dla geeków lubiących pochwalić się ponadprzeciętną wiedzą na dany temat. Remaster „Grim Fandango” nie sprostał moim oczekiwaniom. Po świetnie zrobionym "Resident Evil HD" liczyłem, że "Grim Fandango Remastered” będę odbierał w podobnym tonie. W przypadku tego drugiego tytuł wolę jednak pozostać przy oryginale z 1998 roku. PLUSY: + świetna przygodówka, + doskonała fabuła, + wyróżniająca się gra aktorska. MINUSY: - praktycznie brak nowej oprawy wizualnej, - momentami uciążliwa praca kamery, - sporadyczne problemy ze sterowaniem, - przestarzały interfejs.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj