Nowy odcinek Grimm nie emocjonuje aż tak, jak ten sprzed tygodnia. Liczyliśmy na dynamiczniejszy rozwój wydarzeń, a dostaliśmy tylko kilka ciekawych momentów. To trochę za mało, aby usatysfakcjonować widzów.
W poprzednim odcinku
Grimm otrzymaliśmy nie lada
cliffhanger, w którym nasi bohaterowie z Nickiem na czele zostali otoczeni przez jednostki specjalne z Renardem koordynującym całą akcję. Z początku finał oblężenia wydawał się banalny i rozczarowujący, kiedy Wu z Hankiem po prostu aresztowali kapitana w związku z zarzutami o morderstwo Rachel Wood. Na szczęście policja kontynuowała swoje działania, dzięki czemu wciąż trzymano nas w niepewności o los głównych postaci. Dużym zaskoczeniem był moment, kiedy nasz tajemniczy patyk nagle falą uderzeniową powalił oddział uzbrojonych funkcjonariuszy. Wyglądało to bardzo efektownie. A jednocześnie było to niespodziewane, ponieważ ten magiczny kawałek drewna odznaczał się do tej pory tylko leczniczymi zdolnościami, nie zaś obronnymi, a nawet ofensywnymi — patrząc z perspektywy policjantów.
Niestety na tym skończyły się emocjonujące momenty w tym odcinku. Próba pokojowego dojścia do porozumienia Renarda z Nickiem od początku wydawała się podejrzana. Nie trudno było przewidzieć, że kapitan wykorzysta swoje wpływy do oczyszczenia się z zarzutów i obejdzie zaklęcie Adalind. Z drugiej strony przyjemnie było zobaczyć próbkę czarów w wykonaniu Hexenbiest, która w ostatnim odcinku nie odegrała zbyt dużej roli. Również wydarzenia rozgrywające się w sklepie Monroe i Rosalee nie można nazwać porywającymi. Niewiele nowego dowiedzieliśmy się o materiale, który owijał patyk. Za to twórcy trochę ocieplili wizerunek Diany, która do tej pory raczej straszyła niż była pomocna. Biorąc pod uwagę jeszcze zabawne sceny z Monroe, ta zmiana, nawet jeśli tylko tymczasowa, wpłynęła pozytywnie na odbiór odcinka. Dodatkowych komediowych chwil dostarczył także niezastąpiony Bud, który znowu rozluźnił lekko napiętą atmosferę swoją gadatliwością, trafiając w punkt komentarzem na temat Renarda.
Jednak liczyliśmy na więcej po tak udanym powrocie serialu tydzień temu.
Trust Me Knot nie rozwinął żadnego wątku. Raczej spodziewaliśmy się większego kroku na przód, biorąc pod uwagę, że sezon jest krótszy. Szczególnie, że o epizodach bez zagadkowych morderstw zazwyczaj wypowiadamy się w samych superlatywach. Tak naprawdę wróciliśmy do punktu wyjścia z pierwszego odcinka, czyli pościgu za Nickiem.
Możemy tylko trzymać kciuki, żeby kolejny odcinek był lepszy. Na pewno ciekawie zapowiada się wątek magicznego kawałka drewna, który wpływa na Nicka w sposób uzależniający. Mówiąc półżartem, może powinniśmy zacząć nazywać ów patyk "różdżką"? Odnajdziemy tutaj pewne podobieństwa do świata czarodziejów, jak choćby potężna moc i więź łącząca go z właścicielem. W każdym razie raczej nie będziemy narzekać na nudę, kiedy Renard z jeszcze większą zaciekłością będzie ścigać naszego Grimma niczym Tommy Lee Jones w
Ściganym. Nie wyobrażam sobie inaczej dalszego ciągu finałowego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h