Szósty odcinek Grimm w końcu uchylił nam rąbka tajemnicy związaną z materiałem, w który owinięty jest magiczny patyk. Obok sprawy morderstwa rozwiązywanej przez Nicka i Hanka toczyło się też to drugie śledztwo, szukające odpowiedzi na to, co oznaczają symbole, które Eve narysowała na ścianach korytarza, gdzie schowany jest kawałek drewna. Może ono nie przyćmiło głównego wątku epizodu, ale na pewno z każdą nową sceną zaciekawiało coraz bardziej. Z początku wydawało się, że skojarzenie symboli z gwiazdozbiorami, a potem z kalendarzami poszczególnych cywilizacji to raczej nietrafiony pomysł i naciągana teoria, ale koniec końców znalazło to wszystko swoje logiczne wytłumaczenie. Jest ono o tyle dobre, że chyba mało kto mógł wpaść na właśnie takie wyjaśnienie. Na plus należy zaliczyć również niespodziankę, że układ symboli wskazuje na datę w przyszłości, a to rodzi kolejne pytania, co takiego ważnego ma się zdarzyć 24 marca. To dzień, w którym w USA wyemitowany zostanie przedostatni odcinek serialu, więc już możemy zacierać ręce na ekscytujące wydarzenia. Mimo wszystko rozwiązanie zagadki symboli raczej nie będzie spędzać widzom snu z powiek, bo niczego szokującego w zasadzie się nie dowiedzieliśmy, ale już nowy Wesen potrafiłby to zrobić. Śledztwo w sprawie Alpe, której ofiary cierpiały na bezsenność i popadały w obłęd, przyjemnie wciągało, ponieważ miało wszystko to, co klasyczny kryminał powinien posiadać. Akcja rozgrywała się w ponurym hotelu z ukrytymi przejściami, w którym „zbir” pojawiał się niepostrzeżenie; mieliśmy kilku podejrzanych i nie brakowało ofiar śmiertelnych, a rozstrzygnięcie również mogło zaskoczyć. Do tego jeszcze odrobinę humoru zapewniał Monroe, który zgodził się zostać przynętą na szkaradnego, ale przebiegłego Wesena. A to przy okazji zbudowało napięcie w końcówce, więc emocji nie brakowało. Dodatkowo fanów Breaking Bad mógł ucieszyć widok Charlesa Bakera, którego znamy z roli Skinny Pete’a. W najnowszym odcinku pokazał próbkę swoich nieprzeciętnych możliwości aktorskich. Ale to niejedyne skojarzenie z legendarnym serialem, jakie mogliśmy dostrzec w Grimm. Też staruszek-niemowa na wózku inwalidzkim przypominał Hectora Salamancę. Co prawda stanowił tylko tło dla wydarzeń, prawdopodobnie, aby odwrócić uwagę widzów, ale okazał się na koniec Wesenem, którego dotąd jeszcze nie widzieliśmy. Możemy się tylko domyślać, że to on stoi za poprzednimi morderstwami, które miały miejsce w przeszłości. Ale to już pozostanie słodką tajemnicą hotelu. Takie połowiczne rozwiązanie śledztwa też ma swój urok. W międzyczasie mogliśmy się również przyglądać poczynaniom Renarda. Tym razem jego wątek aż tak nie interesował, jak tydzień temu. Wygląda na to, że Meisner rzeczywiście jest teraz duchem nawiedzającym kapitana. Zjawa jest całkiem pomocna, ponieważ ostrzegła Renarda przed ludźmi z Black Claw. Wskrzeszanie postaci w serialach rzadko bywa dobrym pomysłem, nawet sam Grimm się o tym przekonał, przywracając Juliette jako Eve. Ale na razie powrót Meisnera dobrze funkcjonuje w fabule, urozmaicając historię Renarda. Jeżeli tylko odegra ważniejszą rolę w pokonaniu pozostającej ciągle w grze organizacji Black Claw, to cały motyw z duchem będzie można ocenić pozytywnie. Breakfast in Bed to dobry odcinek z dynamiczną akcją i ciekawym śledztwem. Jednak nie do końca postarano się przy efektach specjalnych. O ile Alpe prezentował się nieźle, to już podobny do ryby Wesen wyglądał kiepsko i bardzo sztucznie. Poza tym twórcy mogli nadać większego klimatu odkryciu Rosalee i Eve, tak jak to kiedyś zrobili, gdy Nick z przyjaciółmi poznali miejsce ukrycia magicznego patyka. Ale to tylko błahostki, które nie wpływają na ogólną ocenę epizodu. Ważne, że fabuła ruszyła do przodu i powoli odkrywamy tajemnicę kawałka drewna. Pierwsza połowa sezonu nie zawiodła, a najlepsze dopiero przed nami!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj