Szósty sezon Grimmnie potrafi utrzymać równego poziomu i przeplata bardzo dobre odcinki z tymi słabszymi. Tydzień temu oglądaliśmy przyjemny epizod wypełniony humorem, a o najnowszym nie można powiedzieć niczego dobrego. Na kiepski i nudny odcinek złożyło się kilka elementów: nieobecność Nicka w nieciekawym śledztwie prowadzonym przez Hanka i Wu, wątek Renarda, który nic nowego nie wniósł do fabuły, oraz brak Adalind. Szkoda, że nie skupiono się na potworze wyłaniającym się z lustra, przez którego Eve została zaatakowana, bo to skutecznie odciągnąłby uwagę widzów od tej mało interesującej sprawy morderstw. W efekcie musieliśmy się męczyć, oglądając przedziwne pomysły, które wpadły do głowy twórcom. Może nie byłoby nic złego w tym, żeby swoje pięć minut w serialu otrzymali Hank i Wu, gdyby prowadzone przez nich śledztwo było nie tyle ciekawsze, co bardziej logiczne i choć trochę bardziej emocjonujące. Motyw z przywróceniem do życia syna Shelley’ego, którego „poskładano” z kończyn różnych Wesenów, powinien wywoływać odrazę, współczucie dla ojca lub chociaż moralne dylematy u widzów. Spowodował jednak niesmak wtórnością tego pomysłu. Może lepiej by ta cała historia wypadła, gdyby był w nią zaangażowany jakiś oryginalny, tajemniczy i rzadki Wesen, który potrafi wskrzeszać ludzi, a nie grupka nieświadomych naukowców bawiących się w bogów. Jedynie na plus zaliczyłabym właściciela zakładu pogrzebowego, który miał zabawną fryzurę i zachowywał się tak dziwnie i specyficznie, że aż wzbudzał sympatię. Jednak źle to świadczy o serialu, gdy drugoplanowa postać okazuje się najjaśniejszym punktem odcinka. Na domiar złego bardzo niepokojąco prezentuje się wątek Eve i Nicka. Gdyby nie flashbacki podejrzewalibyśmy, że twórcy zapomnieli o burzliwej przeszłości głównego bohatera i Juliette. Przesadą było jej wspólne zamieszkiwanie z Nickiem i Adalind, która nawet nie jest choć trochę zazdrosna lub zaniepokojona. Trudno w ogóle odczuć niezręczną sytuację, w której się wszyscy znaleźli. Należy mieć nadzieję, że to nadmierne zainteresowanie losem Eve przez Nicka nie prowadzi do skłócenia Grimma z Adalind, ponieważ byłoby to sztuczne wywoływanie konfliktów i na ten moment zupełnie niepotrzebne. Również rola Renarda została mocno ograniczona w najnowszym odcinku. Wydawało się, że kobieta, z którą kontaktował się kapitan, powie coś nowego na temat symboli narysowanych przez Dianę, ale tutaj znowu spotkało nas rozczarowanie. Rosjanka tylko postraszyła, że mają one związek z czymś niebezpiecznym, ale bez jakichkolwiek konkretów. Twórcy na pewno chcieli tymi scenami podgrzać atmosferę grozy i oczekiwania, ale zupełnie im to nie wyszło. Za to Sasha Roiz grający Renarda mógł pochwalić się znajomością języka rosyjskiego, imponując poprawną wymową. Ale tylko to mogło się podobać w tym wątku, bo niczego nowego nie wniósł do fabuły. Niestety, ale The Son Also Rises nie zachwycił, a twórcy nie popisali się pomysłowością, bo jednak nawiązanie do historii Frankensteina nie przyniosło spodziewanej rozrywki. Nawet koszmar Monroe, który z założenia miał być po części śmieszny, ale też straszny, wywołał tylko zażenowanie. Poza tym brakowało w odcinku Adalind, a nawet Diany, nie wspominając o Trubel, która zniknęła na dobre. Ona na pewno wprowadziłaby nieco świeżości do historii. Za to zagadka z czarną czaszką z lustra ma zadatki na rozkręcenie akcji, ale obawiam się, że będziemy musieli poczekać na jej rozwiązanie do finału Grimm. Granie na czas ze strony twórców powoduje tylko irytację widzów. Oby już się więcej nie powtórzył tak słaby epizod w tym sezonie, ponieważ psuje to pozytywny wizerunek serialu. A przecież wszyscy chcemy zapamiętać go z jak najlepszej strony.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj