1. sezon serialu, w którym tytułową rolę grała nieobecna w kolejnej odsłonie genialna (przynajmniej na początku) Jessica Biel, zapowiadał się intensywnie, inteligentnie i intrygująco. Zaczyna się od zbrodni, a detektyw Harry Ambrose musi odpowiedzieć na pytanie: nie „kto”, a „dlaczego”? Mamy zagadkowy i powoli odkrywany portret psychologiczny kobiety, świetnie prowadzone postacie, wolne, ale klimatyczne tempo akcji, brak tanich sztuczek... Następnie wszystko sypie się jak, nie bójmy się pospolitych porównań, domek z kart. Aktorstwo Biel zaczyna irytować, każdy odcinek kończy się wymuszonym cliffhangerem, dochodzenie do prawdy nie angażuje, klimat się sypie, postać detektywa – poza tym, że jest „gościem od rozwiązania sprawy” - nie jest w historii zakorzeniona mocniej w żaden sposób, trudny portret psychologiczny zmienił się w tanie chwyty, pozornie ambitny dramat w dwóch ostatnich odcinkach przerodził się w dramat dla widza. Premierowy odcinek 2. serii, wzorem poprzednika, wypada naprawdę dobrze. Tym większy strach, że kolejne epizody również pójdą śladem „jedynki”... Z jaką sprawą mamy do czynienia tym razem? Tytuł serialu stał się (być może pozornie, ale z tym się wstrzymajmy) nietrafny, albowiem w tym wypadku mordercą, a więc tytułowym grzesznikiem jest... dziecko, a dokładniej: jedenastoletni chłopiec. I ponownie Bill Pullman musi dojść do odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Bez spoilerów, skupmy się na tym, co tym razem działa i – jeśli tak dalej pójdzie – może uczynić ten serial naprawdę udanym. Po pierwsze – balans. Wydaje się, że to, co wcześniej dzieliło serial na ambitniejsze, bardziej skomplikowane odcinki i tanie, wręcz pulpowate elementy, teraz może być utrzymane w pewnej równowadze – i wyjść serialowi na dobre! Jest szybko, nieco szokująco, może nie zanadto ambitnie, ale kameralnie. Widać w stylistyce złoty dotyk ręki reżysera premiery poprzedniej serii! Dalej – Elisha Henig jako Julian, czyli małoletni morderca, odstawia kawał naprawdę solidnego aktorstwa. Należy szczególną uwagę zwrócić na ekspresję jego oczu! Widzę też potencjał na rozwój backgroundu postaci Harry’ego (stawka jest dla niego bardziej osobista) – liczę też na to, że tym razem Pullman będzie miał większe pole do popisu. Nowy sezon, choć również zadaje pytania, robi to w bardziej subtelny, ale i przystępny sposób. Nie ma przesadnego lawirowania i rzucania zagadkami na siłę. Wszystko jest w pewien sposób prostsze, ale i lepiej przemyślane. I wcale niemniej angażujące. Prostota intrygi może okazać się jej siłą i pozwolić na niewymuszone, nieszyte grubymi nićmi zaskoczenia. Wydaje mi się, że premiera nowego sezonu wciąga widza w nieco bardziej porywającą tajemnicę psychologiczną.  Pełna jest haczyków i ciekawych pytań, a morderca pod postacią dziecka daje do zrozumienia, że grzeszników będzie tu więcej. Kim jest tajemnicza Vera (Carrie Coon)? Choć jest zdecydowanie za wcześnie, by ferować wyrokami (zwłaszcza że – pamiętając, jak to było poprzednim razem, wszystko może potoczyć się w złym kierunku), nowy odcinek The Sinner zapowiada naprawdę solidny sezon. Pożyjemy, zobaczymy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj