Dave Filoni tym odcinkiem udowadnia, jak bardzo różni się od Jona Favreau. Pokazuje, że wszystko, co było złe w The Mandalorian, to nie jego wina. Widać, że 3. sezon Mando był słabszy właśnie dlatego, że Favreau nie miał wsparcia Filoniego. W produkcji Gwiezdne Wojny: Ahsoka mamy pełne skupienie na opowiadanej historii, w której jest coś magicznego. Trudno mówić tu o fanserwisie. To jest największa różnica pomiędzy twórcami: jeśli Filoni robi coś, co wywołuje emocje i radość fanów, to ma to jakiś głębszy sens dla opowieści. W odróżnieniu od Favreau czuje on uniwersum na poziomie zbliżonym do wizji George'a Lucasa. I dlatego właśnie 5. odcinek jest tak kapitalny. Twórca wciąż nabiera ogłady jako reżyser aktorskich Gwiezdnych Wojen i zabiera się za to z takim sercem, że można jedynie być pod wrażeniem. Wchodzi mocno w konwencję kosmicznego fantasy, przypominając, jak ważny jest wątek mistyczny – to przecież on sprawia, że czujemy miłość do Gwiezdnych Wojen. Podczas seansu tego odcinka towarzyszyła mi jedna myśl – że bardzo kocham Star Wars! Myśl, która pomimo sympatii do The Mandalorian i innych projektów nie pojawiała się w mojej głowie chyba od czasu trylogii prequeli. Hayden Christensen jako Anakin Skywalker to obraz na swój sposób piękny. Jest w nim więcej życia, energii i człowieczeństwa niż w prequelach. Aktor nie zapomniał, jak się macha mieczem świetlnym, bo doskonale widzimy, że sam występuje w tych scenach. Świetnie się czuje w roli Anakina, który wydaje się inny dla tych widzów, którzy nie znają animacji. Dzięki temu możemy zrozumieć, dlaczego bohater jest tak ważny dla Ahsoki i dlaczego Anakin z czasów Wojen Klonów był ciekawszą postacią niż ten w prequelach. Kluczowe jednak w tym wszystkim jest to, że... nie wiemy, czy tak naprawdę to Anakin. Dave Filoni nie popełnia błędów wielu twórców i nie prowadzi widza za rękę. Traktuje nas poważnie i wierzy w naszą inteligencję, więc nie wyjaśnia łopatologicznie tego, co się dzieje na ekranie. I ma też świadomość, że serialu nie oglądają tylko fani znający animacje. Każdy, kto oglądał Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów, powinien poczuć w kluczowych scenach wielkie emocje. Inni dzięki temu odcinkowi poznają Ahsokę o wiele lepiej. Sceny z Anakinem genialnie podkreślają jej problematyczne wychowanie na polu bitwy w czasie Wojen Klonów, gdy przede wszystkim uczyła się walczyć i zabijać. Anakin stał się dla niej idealnym mentorem, bo jego cel był prosty: nauczyć ją przetrwać. Czy to jednak wystarczy? Wydarzenia są w pełni otwarte na interpretacje i zmuszają do myślenia. A to coś, czego mimo wszystko po tym serialu się nie spodziewałem. 
fot. Disney+
+11 więcej
Ten odcinek był ryzykowny, ale Filoni dostarczył wrażeń i nie popełnił błędów merytorycznych. Nie wiemy, czy tak naprawdę widzieliśmy Anakina, czy po prostu manifestację Mocy. Dlatego pod kątem budowania klimatu i mistycyzmu to najlepsza wersja Gwiezdnych Wojen. Dostajemy esencję tego uniwersum! Zwłaszcza jeśli chodzi o żywą Moc, która objawia się tu w pełnej krasie. Po prostu czuć ją przez cały odcinek – podczas walki Ahsoki z Anakinem, prób Jacena czy choćby w bajkowej scenie z purrgillami wylatującymi z planety pomiędzy okrętami Nowej Republiki. Dlatego też 5. odcinek jest czymś nieprawdopodobnie wyjątkowym. Dowodzi, że Dave Filoni, pomimo pewnych warsztatowych zgrzytów wynikających z braku doświadczenia, daje radę w produkcji aktorskiej. Jest tutaj tyle wyjątkowych scen, które przypominają kreskówkowe dokonania Filoniego. Najbardziej klimatyczne ujęcie odcinka: Anakin w zbroi Jedi z Wojen Klonów prowadzi żołnierzy do bitwy. Widzimy wybuchy i przebłyski Vadera. A to, jak idzie z czerwonym mieczem w Świecie pomiędzy światami... To wizualny majstersztyk wywołujący ciarki na plecach! Podobne sceny mieliśmy w animacjach. Przecież choćby trylogia Mortis w Wojnach Klonów pod kątem emocji i budowy mistycyzmu pokazywała, że twórca czuje się nadzwyczajnie dobrze w takim klimacie. Nastrój pełny dymu i mroku perfekcyjnie wpisuje się w wizje Mocy, które znamy z animacji. Dla widzów mających po raz pierwszy styczność z postacią to nowości, których trudno szukać w innych aktorskich produkcjach z tego uniwersum. Dlatego trzeba to docenić – to działa przede wszystkim na emocje, a one pozwalają przymknąć oko na różne niedoróbki. Emocje zawsze są najważniejsze w dobrze opowiadanej historii. Było coś wyjątkowego w zobaczeniu młodej Ahsoki z czasów serialu Wojny Klonów. Bohaterkę gra Ariana Greenblatt, którą wszyscy fani popkultury znają z roli... młodej Gamory w bardzo ważnej scenie filmu Avengers: Wojna bez granic. Poradziła sobie wyśmienicie! To teoretycznie TA młoda Ahsoka, ale my – mając w pamięci przeszłe wydarzenia – wiemy, że to jednak nie ona. Tak jak Anakin nie jest Anakinem. Jednocześnie jednak ich relacja, zachowanie, a nawet ruchy są wręcz żywcem wyjęte z animacji – zostały perfekcyjnie przełożone na język serialu aktorskiego. Te sceny poruszają emocjonalne struny, ale bez popadania w banał czy łopatologię. Traumy Ahsoki pozwolą nam lepiej zrozumieć postać na tym etapie życia i to, jak ważna jest jej przemiana. Dobrze podkreślono to sceną imitującą chrzest, gdy bohaterka zmywa z siebie grzechy wojny. Teraz można zrozumieć słowa Rosario Dawson o porównaniach do Gandalfa Białego. Te wydarzenia i to spotkanie z Mocą w osobie Anakina obudziło w bohaterce coś, co może zmienić ją w ciekawszą osobę. Filoni nie kryje się z tą interpretacją, zmienia strój Ahsoki na biały i daje do zrozumienia, że coś się wydarzyło wewnątrz tej postaci. To trafia w punkt i jest czymś obiecującym na przyszłość.
Kolejny odcinek Ahsoki wypada wyśmienicie dzięki muzyce Kevina Kinera. Nie wiem, czy ścieżka dźwiękowa będzie działać tak samo dobrze, gdy włączymy ją sobie po seansie, ale w odcinkach to jest majstersztyk – doskonale podbudowuje emocje i zabiera widza na ten szalony rollercoaster. Twórca z kapitalnym wyczuciem użył tematu Mocy z filmów i trafił w czułe struny fanów. Ani w The Mandalorian, ani w Andorze, ani w żadnym innym serialu ta muzyka nie była tak integralną częścią opowieści jak tutaj. Można powiedzieć, że jest ona jednym z bohaterów poruszającym emocje w najważniejszych momentach odcinka. Gwiezdne Wojny to kosmiczne fantasy. Czasem o tym zapominamy, gdy historie z uniwersum – np. w  Andorze – idą w innym kierunku. Dave Filoni jednak zdaje sobie sprawę, czego chcą fani, i wie, jak im to dać. Ahsoka jest bajkowa i mistyczna. Co ciekawe, nie ma tu zapowiadanych przez wielu równoległych światów, ożywienia Anakina, wymazania sequeli czy innych bzdur. Dostaliśmy Gwiezdne Wojny w najlepszej formie.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj