Ostatni odcinek pierwszego sezonu serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja rozpoczyna się w momencie końca poprzedniego. Obserwujemy więc dość widowiskową destrukcję miasta klonerów na Kamino, która wydaje się ostatecznym symbolem pożegnania z czasami Republiki. W pewnym sensie cały pierwszy sezon obrazuje okres przejściowy prowadzący do krystalizacji Imperium. W końcu to była historia o tym, jak klony zostają zastąpione przez zwyczajnych rekrutów tworzących armię Imperium. W tym aspekcie sezon dobrze się sprawdził, wypełniając istotną lukę fabularną pomiędzy trylogiami. Finał w postaci zniszczenia Kamino jedynie to dopełnia. Szkoda tylko, że to jedyna pozytywna rzecz, jaką o tym odcinku można powiedzieć.
Po destrukcji miasta tak naprawdę cały odcinek traci swoją moc. Gdy wszyscy wyszli cało i szukają wyjścia z zatopionej kopuły, stawka zniknęła, a wraz z tym kreatywność i odwaga twórców. Nie ma tutaj emocji, ciekawych pomysłów czy czegoś rozrywkowego, nadającego charakter i sens odcinkowi. Pojawiające się zagrożenia, ale rozwiązania są banalne i zabierają odcinkowi całą energię. Nie ma tutaj żadnych wydarzeń, które byłyby ekscytujące, wartościowe i nadawałyby temu serialowi znaczenie. A to jest największy problem, bo ten finał nie ma żadnego fabularnego znaczenia i niczym nie wprowadza do 2. sezonu. Kompletnie zlekceważono to, co intrygowało, czyli znaczenie Omegi. I poza faktem, że Nala Se pracuje dla Imperium, co w kontekście powrotu Palpatine'a pewnie zostanie jeszcze wykorzystane, niczego więcej tutaj nie ma. A to zaledwie jedna scena odcinka.
Oczywiście sporo czasu poświęcono relacji oddziału z Crosshairem, która nie ma w sobie krzty emocjonującego konfliktu, niepewności czy czegokolwiek, co dodaje temu jakiejś dozy autentyczności. Oni swoje, on swoje. Z rozmów nic więc nie wynika. Strony zostały wybrane, argumenty przedstawione, więc ta konfrontacja nie ma żadnego znaczenia i niczego nie wnosi. Crosshair mógł pokazać, że ma w sobie odrobinę człowieczeństwa, ratując Omegę, ale czy to w ogólnym rozrachunku cokolwiek zmienia? Przypomina to niepotrzebny zapychacz.
Finał Parszywej zgrai rozczarowuje, bo daje nam najgorszy odcinek sezonu. Wszystko jest bezpieczne i poprawne, bez dobrego rozrywkowego charakteru i fabularnego znaczenia.