Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja: sezon 1, odcinek 16 (finał sezonu) - recenzja
To już koniec pierwszego sezonu serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja. Szkoda, że finał to najsłabszy odcinek tego sezonu.
To już koniec pierwszego sezonu serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja. Szkoda, że finał to najsłabszy odcinek tego sezonu.
Ostatni odcinek pierwszego sezonu serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja rozpoczyna się w momencie końca poprzedniego. Obserwujemy więc dość widowiskową destrukcję miasta klonerów na Kamino, która wydaje się ostatecznym symbolem pożegnania z czasami Republiki. W pewnym sensie cały pierwszy sezon obrazuje okres przejściowy prowadzący do krystalizacji Imperium. W końcu to była historia o tym, jak klony zostają zastąpione przez zwyczajnych rekrutów tworzących armię Imperium. W tym aspekcie sezon dobrze się sprawdził, wypełniając istotną lukę fabularną pomiędzy trylogiami. Finał w postaci zniszczenia Kamino jedynie to dopełnia. Szkoda tylko, że to jedyna pozytywna rzecz, jaką o tym odcinku można powiedzieć.
Po destrukcji miasta tak naprawdę cały odcinek traci swoją moc. Gdy wszyscy wyszli cało i szukają wyjścia z zatopionej kopuły, stawka zniknęła, a wraz z tym kreatywność i odwaga twórców. Nie ma tutaj emocji, ciekawych pomysłów czy czegoś rozrywkowego, nadającego charakter i sens odcinkowi. Pojawiające się zagrożenia, ale rozwiązania są banalne i zabierają odcinkowi całą energię. Nie ma tutaj żadnych wydarzeń, które byłyby ekscytujące, wartościowe i nadawałyby temu serialowi znaczenie. A to jest największy problem, bo ten finał nie ma żadnego fabularnego znaczenia i niczym nie wprowadza do 2. sezonu. Kompletnie zlekceważono to, co intrygowało, czyli znaczenie Omegi. I poza faktem, że Nala Se pracuje dla Imperium, co w kontekście powrotu Palpatine'a pewnie zostanie jeszcze wykorzystane, niczego więcej tutaj nie ma. A to zaledwie jedna scena odcinka.
Oczywiście sporo czasu poświęcono relacji oddziału z Crosshairem, która nie ma w sobie krzty emocjonującego konfliktu, niepewności czy czegokolwiek, co dodaje temu jakiejś dozy autentyczności. Oni swoje, on swoje. Z rozmów nic więc nie wynika. Strony zostały wybrane, argumenty przedstawione, więc ta konfrontacja nie ma żadnego znaczenia i niczego nie wnosi. Crosshair mógł pokazać, że ma w sobie odrobinę człowieczeństwa, ratując Omegę, ale czy to w ogólnym rozrachunku cokolwiek zmienia? Przypomina to niepotrzebny zapychacz.
Finał Parszywej zgrai rozczarowuje, bo daje nam najgorszy odcinek sezonu. Wszystko jest bezpieczne i poprawne, bez dobrego rozrywkowego charakteru i fabularnego znaczenia.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat