Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja: dostarcza umiarkowanych wrażeń, sporej dawki rozrywki i zmusza do zadawania kilku pytań.
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja oferuje odcinek, który śmiało możemy nazwać przyjemnym zapychaczem. Nie wprowadza niczego spektakularnego i ważnego, nie dzieje się też nic zaskakującego i szokującego. Ot, oddział musi wykonać misję, by zarobić, więc wysyła ich na Korelię. Pierwsza myśl: świetnie, bo planeta Hana Solo jest zaniedbana w filmowo-serialowej części uniwersum. Widziałem tu potencjał. Niestety ten odcinek nic nie zmienia, cała akcja zawęziła się bowiem do fabryki niszczenia droidów Separatystów. To w zasadzie jest najważniejszy motyw: wyjaśnienie, co się stało z armią droidów. Nic dużego, ważnego, ale dobrze to wiedzieć, więc plus dla twórców. W miarę ciekawa jest również kwestia Wreckera, któremu wyraźnie psuje się czip. Wiemy, że czipy tych klonów nie działają tak dobrze jak innych, więc taki rozwój wydarzeń brzmi intrygująco. Wątpię jednak, by twórcy pokusili się tutaj o odważniejsze rozwiązanie i rozejdzie się to po kościach.
Sama misja jest poprawna - mamy więc akcję, troszkę zagrożenia i dość interesujące rozwiązanie. Problem z droidami policyjnymi cieszy, bo twórcy przestali traktować oddział 99 jako maszynę do bezmyślnego mielenia metalu. Tak jak w
Wojnach Klonów to niestety wyglądało. A wykorzystanie do uratowania sytuacji armii droidów Separatystów wypadło znakomicie, dając coś innego, świeżego i dobrze finiszującego solidny wątek. Niby nic tutaj nie ma zachwycającego, ale odpowiedni poziom został zachowany.
Na pewno w zamiarze twórców pojawienie się Rafy i Trace Martez było fajnym powiązaniem z
Wojnami Klonów, które docenią fani. Być może, gdyby to były postacie lubiane, warte uwagi i po prostu interesujące, to miałoby sens. A przecież to przeraźliwie nudne, nijakie bohaterki ze słabego wątku z 7. sezonu
Wojem Klonów.. Ich role są poprawne, a sam fakt, że po znajomości z Ahsoką walczą dla formującej się Rebelii, wydaje się wręcz oczywisty. Przynajmniej taka jest sugestia, ale przecież to może być zupełnie inny gracz, który z jakichś przyczyn chce dostać Omegę. Pytanie więc: kim jest ta postać na końcu? Naturalnie powinna to być Ahsoka, ale to zbyt oczywiste i twórcy nie trzymaliby tego w tajemnicy. To musi być ktoś inny, ale równie znany, bo po co ta tajemnica? Takim motywem ten odcinek na samym końcu wiele zyskuje, intrygując i zmuszając do myślenia. Za to brawa.
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja pomimo rozrywkowego charakteru i dobrego zakończenia daje odcinek co najwyżej poprawny. Dobrze, że Omega się rozwija i pokazuje waleczną stronę, ale takie rzeczy to tylko momenty, nie całokształt odcinka. Ten serial już pokazał w tym sezonie, że może lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h