Finałowe odcinki serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja dają efekt trochę mieszany. Przedostatni odcinek wydaje się w większości przewidywalny i dość przeciętny, jeśli chodzi o jakość. Misja na Eriadu nie oferuje niczego ekscytującego, bo twórcy nadal popełniają te same realizacyjne błędy, które nie pozwalają zaangażować się w walkę bohaterów. One nie mają stawki! Nie czujemy zagrożenia, więc strzelanie nad przepaścią jest tylko pustą wymianą ognia. Trudno więc chwalić twórców za odtwarzanie tego, co w tym serialu nie działa. Animowana forma nie może być wymówką na scenariuszowe i realizacyjne lenistwo. Dlatego ostatecznie jedynie końcówka 15. odcinka wzbudza jakieś emocje. Podkreślam słowo "jakieś", bo po tych dwóch sezonach nie czuję się szczególnie związany z bohaterami. Z nich wszystkich Tech był przynajmniej w miarę interesujący, dlatego ostatecznie jego poświęcenie i śmierć działa, bo pierwszy raz w tym serialu odczuwamy stawkę wydarzeń. Twórcy tą decyzją zbudowali świetny potencjał na 3. sezon, ale jeśli okaże się ostatecznie, że on w jakiś sposób przeżył, to będzie najgorsza decyzja, jaką można było podjąć. Teoretycznie nic na to nie wskazuje. Mam nadzieję, że nie pójdą tą drogą, bo jest tutaj szansa na więcej w 3. sezonie. Tak naprawdę dobrym i pełnoprawnym finałem jest odcinek 16. To tutaj w końcu czuć powagę sytuacji, a wątek klonowania zaczyna nabierać wiatru w żagle. Problem na ten moment mam jedynie z rolą Omegi. Twórcy na początku serialu sugerowali, że jest ona ważna, a teraz wygląda na to, że zasadniczo tak nie jest. Jej istotność polegająca na szantażowaniu Kaminoanki to rozczarowanie, które psuje potencjał, jaki ta bohaterka miała. Koniec końców okazuje się, że niewiele tutaj ma znaczenie, a to problem, bo historia musi je mieć, by były emocje, ciekawość i jakaś frajda.
fot. materiały prasowe
Decyzja o tym, by zakończyć historię mrocznym tonem to największa niespodzianka, która wznosi jakość serialu na wyżyny i składa obietnicę, że 3. sezon będzie lepszy. Kwestia klonowania musi zostać otwarcie rozwinięta – bez niepotrzebnych niedomówień czy przemilczeń. Fakt, że Imperium wygrało i wszyscy bohaterowie są w niewoli naukowca to coś, co trudno było przewidzieć. Jest w tym jakaś odwaga i szansa na to, by wiele zmienić w tym jakże diabelnie przeciętnym serialu pełnym niepotrzebnych zapychaczy. Nie jestem jednak przekonany do twistu, że siostra Omegi pracuje dla Imperium. Nie wydaje się to ani ciekawe, ani szczególnie ekscytujące, a drzemie w tym ryzyko, że będzie to wytrych fabularny pozwalający bohaterom uciec. Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja to serial przeciętny i gorszy niż Wojny Klonów czy Rebelianci. Na szesnaście odcinków 2. sezonu tylko kilka było o czymś (świetny wątek zamiany klonów na poborowych i kwestia klonowania), a reszta to nudne, oklepane i nic niewnoszące przygody. Animacja to forma, która pozwala na wiele, a twórcy postawili na łatwiznę. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj