Przenosimy się tym razem na planetę Mon Calamari, gdzie po zabiciu króla dochodzi do dysputy na temat jego następcy. Mon Cala chcą, aby został nim syn zmarłego władcy, książę Lee-Char, lecz Quarrenowie królem pragną uczynić jednego ze swoich. Wszystkiemu przyglądają się przedstawiciele Republiki - Padme i Anakin oraz przedstawiciel Separatystów - Karkarodon imieniem Riff Tamson. Padme od razu próbuje swoich dyplomatycznych sztuczek, lecz trwa to zaledwie kilka sekund, gdy uciszają ją ku jej wielkiemu zdziwieniu. Wojna jest nieunikniona.
[image-browser playlist="608008" suggest=""]©Lucasfilm 2011
Quarrenowie wspólnie z Separatystami pod wodzą Riffa Tamsona szybko rozpoczynają atak. I tutaj zaczyna się emocjonująca zabawa. Od pierwszych sekund starcia widzimy, że nie jest to podobne do niczego, co mogliśmy oglądać w poprzednich sezonach. Tutaj armie liczą tysiące żołnierzy, którzy walczą na podwodnym polu bitwy. Szybko na pomoc Mon Cala przybywa spora kompania klonów pod dowództwem mistrza Jedi, Kita Fisto, któremu towarzyszy Ahsoka Tano. Skala bitwy rośnie w zastraszającym tempie. Te batalistyczne sceny nie są przeznaczone dla najmłodszych. Mamy tutaj przedstawiony horror wojny - giną Quarrenowie, Mon Cala, klony, droidy, cywile, zaś pole bitwy usłane jest ciałami poległych wojowników. A sam Riff Tamson atakując wrogów odgryza im głowy. Oczywiście, nadal jest to serial animowany, więc nie pokazują scen drastycznych, ale wyobraźnia robi swoje. Dobrze było zobaczyć młodego Ackbara w szale bitewnym. Nie ma tu sprzeczności z kanonem, a smaczek w postaci słynnego wodza robi swoje. Serial w każdym temacie rozwija się równomiernie od pierwszego sezonu. Jest mroczniej, jest emocjonująco, jest dobrze.
Usytuowanie pierwszego starcia w podwodnym środowisku Mon Calamari było strzałem w dziesiątkę. Animacja pod wodą robi bardzo dobre wrażenie - dużo detali, światła i tysiące walczących w tle żołnierzy sprawiają, że na ekranie dzieje się olbrzymia ilość rzeczy. Wizualnie sceny są efektowne i zapierają dech w piersiach. Tutaj także wspomnę o morale odcinków. Twórcy potrafią pokazać horror i beznadziejność wojny nie odwołując się do czystej przemocy. Widać było to w scenach z przywódcą Quarrenów, który zaczynał zdawać sobie sprawę, że układ z Separatystami posunął się za daleko. Kobiety, dzieci, starcy - wszystkich musiał wysłać do obozów pracy. Pojawiła się sprzeczność w tym Quarrenie, który zaczynał odczuwać wyraźny wewnętrzny dylemat. Dzięki temu "Wojny Klonów" uczą, że jakakolwiek wojna zawsze jest straszna dla cywilów.
Scenarzyści także rozwinęli skrzydła w 4. sezonie. Nigdy w serialu Star Wars: The Clone Wars nie było starć, które byłyby tak niejednoznaczne. Zawsze było wiadomo od początku, że Republika wygrywa, Separatyści dostają łupnia. To się zmieniło, tym razem Separatyści dostają swoje 5 minut, zaskakując widza zwycięstwami na polu bitwy. Wszystko za sprawą nowej broni Riffa Tamsona. Armie Mon Cala i Republiki są zdziesiątkowane. Bohaterowie muszą ukryć się w jaskiniach, czekając na posiłki od mistrza Yody. Wcześniej z Kitem Fisto przybyła specjalna kompania klonów w odpowiednich podwodnych zbrojach. Jest to nowość w świecie Gwiezdnych Wojen. Projekt nowych klonów wyglądał bardzo dobrze i klimatycznie. Okazuje się, że nie jest to jeszcze standard w armii Republiki, więc przygotowanie nowego oddziału może za długo potrwać. Yoda wyrusza na Naboo, aby poprosić o pomoc Gungan, którzy mają waleczną podwodną armię.
[image-browser playlist="608009" suggest=""]©Lucasfilm 2011
Scena, w której przybywa statek Republiki z Gunganami była fantastycznym "mrugnięciem okiem" w stronę fanów "Władcy Pierścieni". Najpierw książę Lee-Char specjalną trąbką daje znać tysiącom jeńców wojennych, że żyje, a chwilę później ze statku Republiki dosłownie wylewają się zastępy walecznych Gungan. Niesamowite emocje i klimat. Przypominało to trochę scenę z odsieczą Rohirrimów z "Powrotu Króla". Szala bitwy ponownie przechyla się na stronę dobra. Twórcom udała się także rzecz niemożliwa - Jar Jar Binks na polu bitwy nie irytował ani nie drażnił w żaden najmniejszy sposób! Aby nie spoilerować, powiem, że koniec odcinka był zaskakujący. Separatyści wygrywają kolejną tajną bronią, pozostawiając widza z cliffhangerem i wielką niewiadomą, co dalej się wydarzy.
Bez wątpienia był to fantastyczny i emocjonujący początek sezonu. Od dawna twórcy nie zrobili takich odcinków, po których z napięciem czekałoby się na dalszy ciąg. Sprawdziły się słowa Dave'a Filoniego, że będą wielkie bitwy. Skoro przez cały 4. sezon mamy mieć historie rozłożone na 3-4 odcinki przesycone epickim rozmachem to zapowiada się świetny sezon!
Ocena: 9/10