Star Wars: The Clone Wars zawsze miały to do siebie, że były do bólu przewidywalnym serialem, który miał dostarczać rozrywki. Tym razem było inaczej - niespodziewane zwroty akcji były kluczem do sukcesu tego odcinka.

[image-browser playlist="606789" suggest=""]©Lucasfilm 2011

Krell stwierdza, że nie chce sądu wojennego dla dwóch żołnierzy i od razu skazuje ich na egzekucję. Była to jedna z najciekawszych scen, jakie pamiętam w serialu. Emocjonalne rozdarcie Reksa, niepewność żołnierzy i strach skazanych. W końcu jeden z nich zaczyna mówić o tym, że nie są, jak Krell uważa, maszynami wyhodowanymi w zbiornikach, ale ludźmi. Po to Republika tworzyła Klony, aby myślały, czuły i podejmowały własne decyzje, a nie ślepo wykonywały każdy rozkaz. Krell traktuje ich jako numery, jakby były kolejnymi droidami na usługach Separatystów. Przyzwoita muzyka, emocje, dobra praca kamery i pluton strzela. Pierwszą moją myślą było to, że ich zabili. Klony jednak posłuchały własnego sumienia i strzeliły obok skazanych, co oczywiście nie spodobało się Dogmie, który jest ślepo słuchającym rozkazów żołnierzem.

Chociaż Krellowi się to nie spodobało, wysyła ich do walki. Dostali wiadomość, że Umbaranie napadli żołnierzy i zabrali ich mundury. Gdy już doszło do walki, w pewnej chwili Rex dostrzegł poległego wroga. Okazało się, że to był jeden z klonów. To chyba jeden z najbardziej nieprzewidywalnych zwrotów akcji w historii tego serialu - Krell nasłał na siebie dwa bataliony klonów, które miały się pozabijać. Wspaniale zrealizowana była scena, gdy Rex zdjął hełm i zaczął biec pośrodku wybuchów i strzałów, krzycząc, że wszyscy jesteśmy klonami. Chociaż jest to serial animowany, było w tym dużo emocji i sporo prawdy o całej Wojnie Klonów. Czegoś takiego właśnie oczekuję po tym serialu - skupienia na tych żołnierzach, którzy wbrew sobie muszą walczyć w czyjejś wojnie. Poziom ich tragedii w tym odcinku nabrał fenomenalnej głębi.

[image-browser playlist="606790" suggest=""]©Lucasfilm 2011

Scena, w której żołnierze decydują się aresztować Krella za zdradę była kolejną perełką odcinka. Klimat, praca kamery i ukazanie ich idących w rzędzie, wspaniale nawiązywał do "Zemsty Sithów", kiedy to Anakin na czele armii szedł do świątyni. Samo wejście do wieży z Krellem także nawiązywało do 3. epizodu i sceny, gdy Jedi przyszli po Palpatine'a. Także w dialogach nawiązują do tamtego momentu. Lekko niedopracowany był jeden element, gdy klony podeszły zbyt blisko Krella. Gdy Jedi w końcu wyciąga broń i rozpoczyna się walka, byłem pod ogromnym wrażeniem. To, co Krell robił z dwoma podwójnymi mieczami, jak wyrzynał klony idealnie oddawało tytuł odcinka "rzeź Krella". Zostało to pokazane efektownie i z dużą dawką emocji. Był w tym także pewien wstęp do rozkazu 66, tylko że tym razem klony rzeczywiście stały po stronie dobra, a Jedi w istocie był zły. Zacząłem żałować, że w "Zemście Sithów" nie pokazano heroicznej walki któregoś Jedi z klonami, tak jak to robił Krell w lesie.

Gdy już po sprytnej akcji Tupa pojmano go, doszło do kolejnej fantastycznej sceny w bloku więziennym. W celi obok siedział Dogma, który sprzeciwił się decyzji Reksa i nadal pozostawał lojalny wobec Krella, z którym służył dłużej od pozostałych żołnierzy. Rozmowa pomiędzy Reksem i Krellem, gdy Jedi mówi "przestałem być tak naiwny, aby być Jedi", to było to, na co czekałem. W końcu serial zerwał pelerynę perfekcyjności z zakonu Jedi - każdy z mistrzów i rycerzy to myśląca istota, która może mieć wątpliwości, obawy i może zdradzić. Imponowała pewność siebie Krella, który stwierdził, że Umbaranie zajmą tę bazę i będzie wolny. Rex wiedział, że jeśli do tego dopuści, ważne informacje wywiadowcze przejdą w ręce Separatystów. Wspaniały dylemat emocjonalny, gdy podejmuje decyzje o zabiciu jeńca, gdyż jest ich zbyt mało, aby obronić bazę. Krell nadal tryskał pewnością siebie i zagadywał Reksa, kpiąc z niego i twierdząc, że nie tego nie zrobi. Kiedy byłem pewien, że Rex go zabije, doszło do czegoś zaskakującego. Dogma przejrzał w końcu na oczy i strzelił Krellowi w plecy z czystej nienawiści.

[image-browser playlist="606791" suggest=""]©Lucasfilm 2011

Chociaż odcinek nie zaprezentował epickiego rozmachu walki o stolicę i poszedł w zupełnie innym kierunku to decyzja twórców była słuszna. Zaprezentowali nam coś, czego jeszcze nie widzieliśmy w "Wojnach Klonów" - wątek inwazji na Umbarę w końcu pokazał nam to, czego oczekiwaliśmy po serialu - efektownej wojny, dramatu żołnierzy, zwrotów akcji i dużej dawki emocji.

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj