"Hannibal" przed tygodniem zaskoczył. Starcie Lectera z Jackiem było prawdopodobnie jeszcze bardziej emocjonujące niż to z końcówki drugiego sezonu. Nie, nie dlatego, że była ona zacięta, lecz dlatego, że Hannibal po raz pierwszy dostał naprawdę srogi łomot. Jasne, że go kochamy, ale chyba wszyscy widzowie mówią sobie w myślach, że należało mu się. Pozostało tylko pytanie, czy bohaterowi znów uda się uciec przed tymi, którzy go ścigają. Już wcześniej pokazał, że pętla zaciśnięta na jego szyi jest z łatwością przez niego regulowana i bez problemu może się z niej wydostać. Jego pobyt we Florencji również wydaje się być idealnie zaplanowanym przedsięwzięciem. We Florencji pojawił się Jack, tuż po nim także Chiyoh i Will. Już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że w Hannibal logiczne następstwo wydarzeń nie występuje, a całość jest kompletnie oderwana od realnego świata, toteż spotkanie byłych pracowników FBI na ulicy przy zwłokach Pazziego nie powinno wcale dziwić, tak samo jak obecność Chiyoh w domu Hannibala i próba Bedelii odciągnięcia od siebie winy – choć to jest akurat szalenie interesujące. To wszystko oczywiście staje się mało istotne w momencie, kiedy Will siada obok Hannibala w Galerii Uffizi. Wiemy, że zarówno jeden, jak i drugi chce zabić swojego „Nakama”… z małym wyjątkiem – Lecter ma zamiar swojego przyjaciela zjeść. Nie trzeba tego mówić w tej scenie – jest ona naprawdę świetnie napisana i jak zwykle chemia między Dancym a Mikkelsenem jest nie do przecenienia, a wszystko to podsycane jest powtórką motywu z finału drugiego sezonu "Hannibala", czyli spowolnionymi "Wariacjami Goldbergowskimi" Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Briana Reitzella. Nic dziwnego, że właśnie ten utwór słychać w tle – ta scena to idealna kontynuacja rzeźni w domu Lectera, dopowiedzenie ostatnich słów, po których jeden z bohaterów musi zginąć. [video-browser playlist="725622" suggest=""] Tak jak zapowiadał Fuller, w ostatnich odcinkach przed pojawieniem się Czerwonego Smoka czeka nas nie lada uczta - i rzeczywiście, sporo się dzieje, niekiedy za dużo jest niedopowiedzeń i nieracjonalnych zachowań (okej, Jack nie zabił Hannibala, by mógł zrobić to Will… tylko dlaczego?!), ale język i świat Fullera stał się dla mnie już w pełni przekonujący. Może nie jest to najlepiej, ale na pewno najciekawiej napisany serial, nie mówiąc już o wizualnej sferze, która potrafi zauroczyć, czy o świetnym i jakże zaskakującym nawiązaniu do „Hannibala” Ridleya Scotta. Nie jest to jednak „Hannibal” w swojej najlepszej odsłonie, gdyż brakuje tutaj jakiegoś punktu zaczepienia – na razie historia została pocięta na kawałki i nawet jeśli Mason Verger ma jakiś wpływ na to, co dzieje się we Florencji, nie jest to zaznaczone w żadnym stopniu. Poza tą jedną, następującą po wielkiej elipsie, sceną. Czytaj również: Słaba oglądalność seriali „Hannibal” i „Aquarius” Na szczęście wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zamiast ciągłej pogoni za mordercą znów ujrzymy psychologiczną grę, bo w końcu jakoś z tarapatów nasi bohaterowie muszą się wydostać. Pragnę jednak zobaczyć Hannibala w miejscu, w którym był Will Graham na początku drugiego sezonu. Miejmy nadzieję, że pojawienie się Czerwonego Smoka nada serialowi odrobinę dynamiki, bo jak bardzo kocham Hannibal i jego powolną, wysmakowaną stylistykę, to czuję się współwinny porażki serialu Bryana Fullera w stacji NBC. Fani dostali to, co chcieli - zwykli widzowie otrzymali koszmarek.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj