"Hawaii Five-0" w premierowym odcinku 6. sezonu rozczarowuje tak naprawdę w jednym aspekcie - rozwiązaniu cliffhangera z finału 5. serii. Potraktowano to tak naprawdę po macoszemu, szybko idąc na skróty, przez co efekt jest zbyt zwyczajny. Nie po to robi się cliffhangery, by potem nie oferować satysfakcjonującego rozwiązania. Sam odcinek oferuje zabawę konwencją, czyli to, co często w "Hawaii Five-0" wychodzi najlepiej. Mamy bowiem historię o poszukiwaniu skarbu piratów. Nawet są sceny z samymi piratami osadzone pod koniec XIX wieku. Notabene wyraźnie słychać w nich przerobioną wersję tematu muzycznego z "Piratów z Karaibów" - podobieństwa są aż nadto wyraźne. Sama fabuła jest przemyślana, serwuje zwroty akcji i - co najważniejsze - nie raczy widzów przewidywalnością. Do tego poszukiwanie skarbów ma odpowiedni klimat, a zabawnych scen nie brakuje. [video-browser playlist="746447" suggest=""] Na drugim planie mamy Kono i Adama już po ślubie. W sumie cały ten wątek jest zaskoczeniem, które - mam nadzieję - pokaże ciekawy rozwój 6. sezonu. "Hawaii Five-0" ma to do siebie, że zawsze oferuje happy end, słodkie sceny obyczajowe i czasem wyidealizowane wątki romantyczne. Tutaj mamy do czynienia z atakiem na parę młodą, który na tę chwilę nie ma szczęśliwego zakończenia. Pomimo czasem sztampowych rozwiązań w tym wątku jest to przede wszystkim budowa czegoś na kolejne odcinki. Wydaje się, że zemsta może być czymś, co napędzać będzie akcję przez najbliższe tygodnie. Nowy sezon "Hawaii Five-0" zaczyna się naprawdę niezłym odcinkiem, który może być dobrym prognostykiem na przyszłość. Szkoda jedynie, że tak bardzo skupiono się na historii odcinka, zamiast trochę bardziej zająć się fabułą na kolejne odcinki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj