Gdyby był ostatnim w sezonie, 24. odcinek tak naprawdę byłby dobrym finałem 6. serii. Twórcy tutaj skupiają się na zakończeniu wątku Gabriela, który dość sprawnie przewijał się przez cały sezon. W gruncie rzeczy pewna doza ciągłości była w tej serii bardziej obecna niż w kilku poprzednich. Często dobrze to procentowało dając solidny efekt w postaci historii i uczucia, że nie są to oderwane od siebie epizody z życia naszych bohaterów. Prawdę mówiąc - spodziewałem się trochę innego zakończenia historii Gabriela, którego kariera w tym sezonie miała przeważnie wzloty. Oparcie tego na schemacie pościgu okazuje się trafną decyzją, która dobrze napędza rozwój wydarzeń. Dzieje się naprawdę wiele, nie brak w tym dozy napięcia, pomysłu, a nawet niespodzianki. Cały zamysł fabuły odcinka należy uznać za zaletę, bo udaje się twórcom nie tylko sprawnie zakończyć wątek Gabriela, a jednocześnie otworzyć na przyszłość ewentualny powrót Yakuzy. Chociaż wykorzystanie schematu było sprawne w 24. odcinku, tak realizacja wszelkich strzelanin pozostawia wiele do życzenia. Niestety, ale to są jedne z najgorzej pokazanych strzelanin w historii tego serialu. W tym tak naprawdę nie ma żadnych emocji, bo oglądamy kuloodpornych bohaterów, którzy sobie strzelają jak na strzelnicy. Brak uczucia zagrożenia, odpowiedniego pomysłu na tę strzelaninę i emocji to wielka wada odcinka, bo nie udaje się twórcom wykorzystać tego elementu z należytą powagą i sensem. To samo tyczy się strzelaniny podczas zasadzki na Lou i SWAT. To, jak banalnie twórcy do tego podeszli aż woła o pomstę do nieba. Praktycznie każdy z Yakuzy ginie tylko wtedy, gdy z absurdalnych przyczyn wychodzi jak kamikaze przed auto. I tak kilkakrotnie. Zero pomysłu na strzelaninę, która nie tylko mogłaby być fajną sceną akcji, ale jeszcze można byłoby zbudować emocje i niepewność o los bohaterów. No url 25. odcinek ma swoje momenty. Cały zamysł z rozwiązaniem sprawy narkotyków i lotem samolotem jest trafny, sprawny i fajnie mógłby rozruszać ten odcinek. Kiedy jednak Steve zostaje postrzelony, wszystko trafia tak naprawdę szlag. Sprawa kryminalna jest rozwiązywana w oka mgnieniu bez wielkiego trudu, a złoczyńcy po raz kolejny padają jak muchy na strzelnicy. Jedynie sensowny wydawał się dylemat Danno, który nie wiedział, czy chce się zemścić za Steve'a. Biorąc pod uwagę fakt, że podobny dylemat swego czasu widzieliśmy w związku z mordercą jego brata, rozwiązanie nie było tak pewne. Kłopot 25. odcinka to w przeważającej większości oparcie go na tym, co w Hawaii Five-0 działa najgorzej. Ja rozumiem familijną konwencję przypominającą trochę Szybkich i wściekłych, a kiedy jest ona odpowiednio dawkowana, staje się ona nawet zaletą tego serialu. Tutaj jednak dostajemy totalny przesyt ckliwości, łez, patosu i dramatu. Kiedy okazuje się, że Danno musi oddać kawałek wątroby Steve'owi, by ten przeżył, trudno traktować to wszystko poważnie. I nie chodzi o absurd ukazywania całej sytuacji z medycznego punktu widzenia, ale o to, jak sentymentalnie i banalnie jest to wykorzystane. I po co tak naprawdę? Jakie to ma znaczenie pogłębianie czegoś, co działa dobrze od wielu lat? Wygląda to jak wątek wyciągnięty z rękawa, by jedynie przygotować jakąś nowość na 7. sezon. Kłopot w tym, że to jest po prostu głupie, bo przypomina autoparodię, gdzie twórcy przekroczyli granicę smaku idąc w całkowicie złą stronę. Przez to też ten odcinek ogląda się po prostu źle, bo poza sentymentalizmem, banałami, sztucznością i ckliwością nic nie dostajemy. Hawaii Five-0 to naprawdę przyjemny serial z sympatyczną grupą bohaterów, ale i wypalonymi scenarzystami. Starcza im pomysłów na mniej więcej połowę sezonu, gdzie drugie tyle odcinków jest banalnych, nieudanych i niepotrzebnych. I tak chyba w tej serii było więcej niezłych, niż w poprzedniej. Szkoda, że sezon zakończył się w tak złej formie, bo pozostawia jedynie niesmak.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj