Kate Bishop to superbohaterka, której własna seria po prostu się należała. W Hawkeye. Kate Bishop dostajemy bardzo solidną dawkę przygód, które chyba każdego czytelnika pozostawią w dobrym nastroju.
O tym, ile jest potencjału w postaci Kate Bishop, mogliśmy przekonać się już przy trzecim tomie serii
Hawkeye ze scenariuszem
Matta Fractiona zatytułowanym
L.A. Woman. Był on w całości poświęcony Kate, która na jakiś czas musiała odpocząć od Clinta Bartona i zafundowała sobie wycieczkę do Los Angeles. Jak widać, to amerykańskie miasto na tyle spodobało się superbohaterce, że ta w poświęconej jej solowej serii postanowiła w nim zamieszkać na stałe. A co może robić Kate w Los Angeles? Cóż, wziąć przykład z innej superbohaterki, którą podziwia, czyli Jessiki Jones, i zostać detektywem.
Co prawda nie stać jej jeszcze na licencję, ale nadrabia animuszem, pewnością siebie oraz bardzo często brawurą, która czasami jest skuteczna, czasami wprost przeciwnie. Pierwsze kroki w tej roli stawiała już w
L.A. Woman, ale teraz wygląda to już bardziej oficjalnie, razem z biurem, szyldem na drzwiach (co prawda jedynie narysowanym na kartce papieru) i klientami, którzy jakimś trafem zawsze wciągają ją w dziwaczne sprawy. Takie, które wymagają skutecznej, ale również wrażliwej na ludzką krzywdę superbohaterki.
Za scenariusz
Hawkeye. Kate Bishop odpowiada
Kelly Thompson, którą polscy czytelnicy znają z najnowszych przygód Jessiki Jones. I to jest dobra wiadomość, ponieważ do obu serii Thompson wniosła powiew świeżości i kobiece spojrzenie nie tylko na przygody, ale też na codzienne życie superbohaterek. Poza tym w obu przypadkach dostajemy naprawdę pomysłowe intrygi kryminalne, które nigdy nie tracą połączenia z superbohaterską otoczką, ale Thompson nie traktuje jej jako coś koniecznego, a bardziej wspomagającego fabułę kolejnych, detektywistycznych zagadek. Jednocześnie opowieść o młodej Kate Bishop jest napisana w o wiele lżejszym tonie, ale nie mogło być inaczej, ponieważ obydwie superbohaterki mocno się od siebie różnią, może nie tyle w działaniu, co przede wszystkim w sposobie bycia.
Kate Bishop przyciąga do siebie ludzi, Jessica Jones wręcz przeciwnie. Kate Bishop jest sympatyczna, w dużym stopniu wciąż naiwna i niewinna, także urocza i często kierująca się porywami serca. Czy to zatem dobry materiał na detektywa? Odpowiedź przynosi kilka historii zawartych w tomie składającym się z kilkunastu zeszytów, w których z tej niewinnej dziewczyny wychodzi doskonała profesjonalistka, kiedy wymaga tego sytuacja. Kate i tak będzie maskować swoje profesjonalne oblicze improwizacją w akcji i luzackimi tekstami, w których czuć potrzebę rozjaśnienia mrocznego oblicza mrocznego miasta, które w tych historiach obserwujemy oczami Kate. To dlatego sprawy wyglądają często na bardziej błahe niż są w rzeczywistości, na bardziej niepoważne i szalone, bo taka właśnie jest Kate i jej sposób patrzenia na świat musi udzielić się czytelnikom.
Ten sposób bycia to w dużej mierze ucieczka przed rodzinnymi traumami, które powracają do bohaterki w
Hawkeye. Kate Bishop nie tylko w retrospekcjach. Czy jej matka żyje, czy też została zamordowana przez ojca Kate? Dlaczego ten ostatni musi być złoczyńcą? Czemu to wszystko musiało się przydarzyć tak sympatycznej dziewczynie? I dlaczego uwzięła się na nią ta przeklęta Madame Masque, która podobnie jak w
L.A. Woman porządnie zachodzi za skórę superbohaterce.
To wszystko powinno działać na Kate jak zimny prysznic i upodobnić ją do opryskliwie Jessiki Jones, ale to właśnie sposób bycia kobiecej wersji Hawkeye’a jest swoistą tarczą, chroniącą ją przed nieprzyjazną rzeczywistością i przykrymi, życiowymi doświadczeniami. Dlatego też wokół niej zbiera się grupka osób, nie do końca typowych side-kicków, które mają podobne doświadczenia i pomimo tego nie zamierzają tracić radości z życia. Dlatego też komiks przyciąga wzrok mocno cartoonową kreską, może nie aż tak wystylizowaną jak w przypadku tej Davida Aja w
Hawkeye’u, ale nadal nawiązującą do klasyki superbohaterskiej rodem ze Złotej Ery Komiksu.
Bo taka właśnie jest historia o Kate Bishop. Z jednej strony nowoczesna w sposobie narracji i ciesząca fabularnymi rozwiązaniami, z drugiej udanie nawiązująca do beztroskich fabuł z dawnych lat i to nie tylko w warstwie wizualnej. Być może scenariusze Thompson są w niektórych momentach zbyt przekombinowane, ale ważne, że pozostają w tej rozrywkowej konwencji, dzięki której można cieszyć się zarówno wizualną stroną historii, jak i pisaną. Poza tym fakt, że jesteśmy tu z dala od wszelkich eventów i reguły "nic już nie będzie takie samo", jest tylko na plus. I właśnie dzięki temu serie o Hawkeye’u zarówno w męskim, jak i żeńskim wydaniu stała się jednym z najjaśniejszych punktów komiksowego Marvela ostatnich lat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h