Hawkeye w 3. odcinku oferuje nam odwrócenie fabularnego wektora, co zdaje swój egzamin, ale jednocześnie zabrakło w metrażu nieco większej liczby minut.
3. odcinek serialu Hawkeye trzyma wysoki poziom dwóch pierwszych epizodów, dodając przynajmniej trzy rzeczy ekstra - świetnie poprowadzoną scenę pościgu, pokazanie umiejętności Echo (Alaqua Cox) oraz wprowadzenie człowieka, który może być najpoważniejszym zagrożeniem dla duetu głównych bohaterów. Pojawienie się dwójki nowych postaci zwiększa zwyczajnie stawkę oraz powagę sytuacji, w której znaleźli się Clint (Jeremy Renner) i Kate (Hailee Steinfeld). Biorąc jednak pod uwagę, że mamy do czynienia z połową sezonu, to trudniej jest zrozumieć brak zawiązania większej intrygi, a przynajmniej takiej, która mogłaby stanowić większe zaskoczenie w obrębie poszczególnego odcinka.
Dowiadujemy się więcej o postaci Echo, która w dalszej perspektywie otrzyma swój własny serial, a zatem ewentualny sukces zależy od tego, jak widzowie zareagują na postać już teraz. Odcinek rozpoczyna się od pokazania nam dzieciństwa bohaterki, która poprzez ojca związana jest z Dresową Mafią, co stanowi dla niej motywację do bycia przydatną w przyszłości, mimo braku słuchu i jednej nogi. Nie ujawniono nam oczywiście wszystkiego, bo dzieciństwo dziewczyny ewidentnie skrywa jeszcze wiele aspektów do odkrycia, ale kluczowe są dwie sprawy - brak słuchu oraz nogi, przekuwane są przez bohaterkę w zaletę, natomiast pojawiający się przez chwilę mężczyzna w czarnym garniturze, wygląda na kogoś ważnego w jej życiu. W jednej ze scen, gdy ręka mężczyzny w geście sympatii wylądowała na policzku Mayi, wydobył się charakterystyczny głos, który nie pozostawił wątpliwości - Vincent D'Onofrio powraca do roli Kingpina.
Poznajemy przyjemniej jeden z celów Echo, którym jest zemsta na Roninie. To znacznie komplikuje życie tytułowego bohatera, bo Maya nie wyglądała na osobę, która mogłaby uwierzyć słowom Clinta o śmierci Ronina z rąk Czarnej Wdowy. Maya nie zaprzestanie ścigania łucznika, chcąc wydobyć z niego prawdziwe informacje. Dowiadujemy się więcej także o stojącym nad Dresową Mafią szefie, co zapowiada nam w dalszej perspektywie bardzo ciekawą konfrontację, na którą czekają fani komiksów oraz... seriali Marvela i Netflixa. Ciągle jednak brakuje mocniejszego ustanowienia chaotycznej fabuły, bo mimo znalezienia się w połowie sezonu, nie do końca udanie wypada zrezygnowanie z jednego, kluczowego antagonisty. Tajemnicza gruba ryba rządząca w Nowym Jorku, Dresowa Mafia i Echo, a są jeszcze przecież mama Kate (Vera Farmiga) i Jack (Tony Dalton), którzy zapewne w jakiś sposób związani są z wymienionymi postaciami. Problem w tym, że jako widzowie tego nie widzimy na tym etapie i jest to mocno dezorientujące.
3. odcinek reżyserowany przez Bertę i Bertie wypada znacznie lepiej pod względem tempa - całość wypełniona jest istotnymi zdarzeniami oraz robiącą wrażenie sekwencją akcji trwającą osiem minut. Pościg samochodowy zawiera wszystkie kluczowe dla tej produkcji elementy - mamy strzelanie z łuku i dużo humoru, ale też umiejętnie wykorzystano klimat świąteczny. Dodatkowo scena została zbudowana wokół umiejętności i relacji bohaterów, co jest znamienne dla produkcji Marvela. Nie chodzi bowiem o samą atrakcję, ale wykorzystanie takiego środka wyrazu do postawienia kolejnego istotnego kroku w dynamice rodzącego się duetu. Specjalne strzały latają to tu, to tam, ale kluczowa jest postawa Kate, która zawsze trafia do celu i ma na twarzy wypisane spełniające się marzenia. Można powiedzieć, że team Clint-Kate narodził się w pełni i zostało to zaakceptowane przez tego pierwszego. Po całej akcji widać było, że również jest podekscytowany całym zdarzeniem i cieszy się z powrotu do pracy, co zostało subtelnie zagrane przez Rennera.
Wreszcie ciekawiej było też od strony technicznej, a zatem pokazania na ekranie braku pełnego słuchu u Clinta oraz Echo. Na razie stanowi to wyłącznie dodatek do całości i trudno oczekiwać rozszerzenia tego w przyszłości ze względu na ograniczony czas, ale w samym 3. odcinku było kilka momentów bardzo dobrze ogrywających ten motyw. We wspomnianej scenie pościgu umiejętnie i humorystycznie wykorzystano brak słuchu Clinta, a także zaserwowano nam bardzo wzruszającą scenę z rozmowy telefonicznej bohatera ze swoim synem, którą pomagała prowadzić Kate. Widzieliśmy Bartona podłamanego uciekającym czasem, ale też faktem utraty słuchu i niemożnością porozmawiania z własnym synem. Hawkeye wydaje się mieć wszystko w 3. odcinku - akcję, wykorzystanie wielu atrakcyjnych motywów z komiksów oraz dołączenie intrygującej bohaterki. Czas poświęcono też na świetnie napisane i ograne sceny z udziałem naszych bohaterów, którzy ani na moment się nie rozdzielają - jadąc metrem lub jedząc posiłek i rozmawiając, pchając tym samym do przodu rozwój postaci, a zatem też ich wewnętrznej relacji, tak uwielbianej przez fanów komiksów. Wszystko działa, a jednak sumowanie wszystkich elementów nie daje ostatecznej satysfakcji przez metraż, który wymusza pewną skrótowość.
Największym zawodem jest na razie Kazi (Fra Fee). Szczególnie dla osób czytających komiksy, bo z tamtych historii Kazimierczak ma chyba tylko imię i nazwisko. Twórcy być może obrali drogę, aby stopniowo rozwijać tę postać i dopiero w przyszłości uczynić z niego antagonistę, którym był w komiksach, ale oceniamy tu i teraz. Kazi na ten moment zasłynął jedynie dzięki postaci Piotra Adamczyka, która zasugerowała mu dość stanowczo, aby ten zabierał nogi za pas. Kazi służy też jako tłumacz dla Echo, a zatem jego wartością jest znajomość języka migowego. To jednak za mało, aby mógł on przyciągnąć widza do ekranu. Wspomniany Adamczyk, każdą swoją scenę wypełnia do granic możliwości, nawet jego krótki dialog z Kate Bishop ma w sobie więcej energii, niż Kazi przez wszystkie sceny ze swoim udziałem. Nie chodzi o samą ekspresję i energię na ekranie, ale coś wyróżniającego od innych, a tym u Kaziego jest jedynie znajomość języka migowego. To za mało.
Hawkeye zachwyca duetem bohaterów, umiejętnym ich przedstawieniem na ekranie i wykorzystaniem umiejętności łuczników w akcji. Czy akurat strzelają z łuku, czy jedzą wspólny posiłek - chce się ich oglądać. Do tego świąteczny, przyziemny i lekki klimat całości daje fantastyczną przyjemność podczas seansu. Jedynym, ale dość poważnym zarzutem jest prowadzenie samej intrygi, która nie angażuje nawet w połowie tak, jak robią to bohaterowie. Scenarzyści podeszli do tego bardzo oszczędnie, a mamy przecież do czynienia z połową sezonu i dobrze byłoby mocniej zaakcentować zagrożenie, z którym bohaterowie się zmagają.