Hightown miał być serialem kryminalnym z nieco świeższym podejściem do klasycznych procedurali. Produkcja od Starz prócz tajemniczych morderstw dotyka bowiem także tematu uzależnienia od narkotyków. Czy robi to jak należy?
Hightown na pewno jest serialem, który wymyka się prostym klasyfikacjom i jeśli twórcy mieli ochotę mocno odejść od typowego procedurala, to sztuka ta na pewno im się udała. Czy można jednak chwalić serial tylko za pomysłowo dobraną lokalizację i osadzenie w niej ciekawych wątków społecznych? Hightown od początku bazuje na małomiasteczkowym klimacie panującym w Cape Cod, miejscu znanym ze swojego przyjaznego nastawienia do mniejszości i osób LGBT. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że serial stacji Starz nie ma do zaoferowania niczego więcej, niż tylko pretekstową intrygę i dramatyczne wątki prowadzone z mniejszym lub większym sukcesem.
Przypomnijmy, że serial koncentruje się na losach agentki federalnej (Monica Raymund), która przez przypadek odkrywa na brzegu ludzkie zwłoki. Mimo własnego uzależnienia, stara dowiedzieć się na własną rękę, co zaszło na przylądku Cape Cod.
Zdaje się, że debiutująca w roli showrunnerki Rebecca Cutter, nie do końca poradziła sobie z zadaniem znalezienia tożsamości dla Hightown. To serial z bardzo wieloma elementami, którego twórcy chcą pokazać społeczne zacięcie, ale też muszą przy okazji zaoferować widzom kryminalną intrygę. I choć w trakcie trwania sezonu wiele z tych elementów może zachwycać, to jednak są to drobne przerwy pomiędzy ciągłymi zawodami. Ostatecznie ani dramat, ani kryminał nie mogą całkowicie rozwinąć skrzydeł. Ten brak konsekwencji w prezentowaniu historii na nieco mniejszą skalę sprawia, że cierpi także główny wątek kryminalny, oparty zbyt mocno na stereotypach i utartych kliszach.
Przez pierwszą połowę sezonu oglądamy wzloty i upadki głównej bohaterki. Eklektyczna w swoich poczynaniach Jackie jest ciekawą postacią i choć często postępuje w sposób bardzo przewidywalny, to jednak całkiem dobrze udało się wpleść w jej losy pomniejszy dramat w postaci narkotykowego uzależnienia. To motyw, któremu poświęcono sporo miejsca i zrobiono to dobrze na tyle, że nie odrzuca to widza od serialu po pierwszych odcinkach. Głównym jednak problemem Hightown staje się rosnąca z każdym odcinkiem liczba problemów. W Cape Cod leżą one jeden na drugim i zdecydowanie zabrakło tutaj wyczucia. Znowu można mieć wrażenie, że kryminalna intryga i tajemnica związana z odnalezieniem zwłok schodzą na dalszy plan. Dopiero końcówka sezonu daje nam upragnione odpowiedzi, ale przez to obcowanie z serialem raz w tygodniu nie mogło zaoferować doświadczeń w pełni.
Monica Raymund w roli Jackie Quiñones z każdym odcinkiem zyskuje, ale nie jest wcale łatwo polubić bohaterkę, która musi poradzić sobie ze swoimi demonami. Sukcesywnie jednak to czyni i jej historia staje się o wiele ciekawsza. Gorzej wypada drugi plan, bo mamy pełno jednowymiarowych postaci i może tylko James Badge Dale w roli detektywa Raya i Riley Voelkel jako Renee Segna, dają radę.
Koniec końców dość wysoka ocena jest efektem finału i ogólnej satysfakcji z domknięcia poszczególnych wątków. Zabójstwo i morderców widzimy już w pierwszym odcinku, to niejako umożliwiło twórcom na więcej swobody w oferowaniu dramatycznych historii. Także ta związana z narkotykami i uzależnieniami potraktowana została z szacunkiem do tematu, bohaterów i widzów. Każdy kolejny odcinek mozolnie, ale całkiem sprawnie odsłania elementy układanki i można mieć z tej nieskrępowanej rozrywki trochę frajdy. Gatunkowa rozbieżność i narracyjny chaos nie pomogły całości, ale nie rzutuje to na ostateczne wnioski, które są raczej dla produkcji Starz pozytywne.