Trwa narodowa wyprawa na K2. Po nieudanej próbie wejścia na szczyt grupa wraca do bazy, ale jeden z himalaistów, Łukasz Lewicki, zostaje oddzielony od pozostałych i spada w szczelinę, gdzie natrafia na ciało zaginionej przed kilkoma miesiącami Iwetty Miller. Wszystko wskazywałoby na zwykły wypadek podczas wspinaczki, jednakże w głowę himalaistki wbity jest czekan. Aby udowodnić pozostałym, iż znalazł ciało zaginionej, Łukasz zabiera ze sobą jej telefon i odnajduje drogę do bazy. Na miejscu szybko przekonuje się, iż komuś bardzo zależy na tym, aby ciało Iwetty nie zostało odnalezione. Również telefon himalaistki stanowi czyjś obiekt zainteresowania. Łukasz zostaje zaatakowany przez nieokreślonego sprawcę, jednocześnie członka swojej ekipy, a w ostateczności zmuszony jest do samotnej ucieczki przez zaśnieżone Karakorum. Tymczasem w Warszawie wszyscy śledzą poczynania polskich himalaistów. Majka, początkująca dziennikarka, a właściwie dopiero stażystka walcząca o swój pierwszy etat, z uwagi na znajomość z jednym z himalaistów, a więc posiadająca dostęp do informacji z pierwszej ręki, dostaje polecenie pisania podstawowych artykułów o bieżących wydarzeniach w bazie pod K2. Kiedy pada informacja o odnalezieniu ciała Iwetty Miller, Majka pisze artykuł poświęcony jej pamięci. Przeprowadzone rozmowy ze znajomymi i rodziną zmarłej wskazują na to, iż Iwetta nie była krystalicznie czystą osobą i jest duże prawdopodobieństwo, iż ktoś chciał się jej pozbyć.
Pierwsze, co zwraca uwagę, to technika autora, a konkretnie lekkość, z jaką napisana jest książka. Cała treść i sposób jej przekazania przypomina słuchanie czyjejś niezwykle emocjonującej opowieści. Nie ma tutaj nudnych fragmentów, a właściwie każda kolejna strona przynosi coś nowego. Z niedowierzaniem i zapartym tchem śledzimy walkę Łukasza o przetrwanie, a w międzyczasie wspólnie z Majką zgłębiamy przeszłość i powiązania wśród himalaistów. Tutaj po prostu cały czas coś się dzieje.
Książka jest na pewno skierowana do czytelników, których wiedza ogranicza się do stwierdzenia, iż himalaiści to osoby wspinające się na wysokie góry. Nie znajdziemy tutaj szeregu fachowych zwrotów, a jeśli już pojawia się jakiś konkretny termin, to zostaje on w jednym zdaniu pokrótce wyjaśniony. Czytelnik nie musi marnować czasu na wyszukiwanie wyjaśnień w zewnętrznych źródłach. Autor podkreśla, iż Himalaistka jest w całości fikcją literacką, więc nie ma potrzeby zapoznawać się z historią polskiego himalaizmu. Również opis panoramy zimowych gór jest sprowadzony do minimum. Autor nie poświęca temu wiele uwagi – w końcu jest to powieść kryminalna, a nie przewodnik po zaśnieżonych Karakorum.
Fabuła jest bardzo ciekawa i przemyślana, jednak autor odrobinę się zagalopował w swojej pomysłowości. Wprowadzenie wątku ABW to już przesada i jest całkowicie zbędne. Natomiast postaci głównego bohatera, Łukasza Lewickiego, daleko do realizmu. Niczym superbohater z dziecięcych bajek samotnie przemierza zaśnieżone góry, wychodzi spod lawin i sam staje w szranki z uzbrojonymi, pakistańskimi żołnierzami. Fikcja fikcją, pomysłowość pomysłowością, ale wszystko ma swoje granice. W powieściach tego typu łatwiej utożsamiać się z bohaterem, który jawi się być takim samym zwykłym człowiekiem jak czytelnik, a nie jak stwór posiadający supermoce.
Twórczość Wojciecha Wójcika ewidentnie nabiera rozpędu i nie będzie przesadą nazwanie jego Himalaistki jedną z najciekawszych powieści kryminalnych ostatnich miesięcy. Książkę można polecić każdemu, jednak szczególnie zainteresuje mniej wymagających czytelników, a więc tych ceniących lekturę lekką, łatwą i przyjemną. Przejrzysta fabuła, niewielka ilość wątków i postaci, brak skomplikowanych motywów. Taki dosyć łagodny kryminał. Ogromny podziw dla autora za to, iż w zasadzie banalną historię potrafił przekazać w taki sposób, iż nie sposób się od niej oderwać.