Hinterland ma swój mroczny klimat, budowany w dużej mierze zapierającymi dech w piersiach krajobrazami i wszechobecną atmosferą smutku i grozy. Widz przez większość odcinka siedzi jak na szpilkach, zastanawiając się, kiedy wydarzy się coś zupełnie niespodziewanego. Są też niestety sceny rodem ze sztampowych thrillerów, gdzie to bohaterka, będąc sama w wielkim, starszym domu (w tym wypadku hotelu), zamiast wiać, gdzie pieprz rośnie, idzie bidula w stronę bliżej nieokreślonych dźwięków. Aż się chce krzyknąć do telewizora: "Po co tam idziesz, kobieto?!".

Sama fabuła 1. odcinka ma natomiast swoje wzloty i upadki. Zaczyna się bowiem w miarę standardowo – jest mieszkanie pełne krwi i brak denatki. Zaraz jednak dochodzą do tego kolejne elementy układanki i już wiadomo, że to wszystko nie wypadek przy goleniu. Pomysł na wplecenie w historię legendy z diabłem i diabelskim mostem jest bardzo dobry. Opowieść o staruszce, która przechytrzyła diabła, jest kalką wielu podobnych historii, ale tutaj pasuje doskonale. Od razu dodaje mrocznego klimatu i odpowiednio nastraja. Dołożony do tego ekstremalnie religijny styl życia zmarłej Helen sprawia, że historia zaczyna się powoli zazębiać.

[video-browser playlist="630106" suggest=""]

I tu pojawia się mocna strona serialu. Wszystko w nim, mówiąc kolokwialnie, styka. Jest przyczyna i skutek. Jest wydarzenie i jego następstwo. Nic nie dzieje się bez powodu. Żadne rzucone mimochodem pytanie czy spostrzeżenie nie zostaje ostatecznie bez odpowiedzi. Szkoda tylko, że widz czasem sam sobie na nie odpowie i wyprzedzi scenarzystów.

Największym problemem Hinterland jest główny bohater - Tom Mathias (Richard Harrington). Na tle postaci, do jakich przyzwyczajają nas ostatnio serialowi twórcy - wyrazistych o nieprzeciętnych zdolnościach (bo o przeciętnych się teraz seriali nie robi), rzucających ciętymi ripostami na prawo i lewo - pan detektyw prezentuje się słabo. Najzwyczajniej w świecie nie porywa i nie przyciąga. Ani ziębi, ani grzeje. I to wszystko, mimo że scenarzyści starają się w nim wskrzesić ducha natchnionego detektywa. Takiego, co to po kierunku wiatru pozna, z której strony nadjechał morderca, i zawsze jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Zdarza mu się za to kozaczyć - wchodzi z buta do hotelu i jednoosobowo wyławia zwłoki, przez co nie można się pozbyć wrażenia, że wszystko to jakieś takie na pokaz i przerysowane. Jakby na siłę starano się zrobić z niego bad boya, któremu żadna trwoga niestraszna.

Czytaj również: Hinterland" - nowy serial kryminalny premierowo w Ale Kino+

I nawet dyskretnie przemycana (z całą pewnością) dramatyczna historia jego rodziny jakoś mnie nie wciąga. Zgaduję tylko, że pewnie z własnej (lub nie) winy stracił rodzinę, przeszedł załamanie nerwowe, przez co wylądował na głębokiej prowincji. Czas pokaże, czy miałam rację.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj