W najnowszym epizodzie, pozornie niewiele się dzieje. Brak tu strzelanin, pościgów i dynamicznych zwrotów akcji (z wyjątkiem końcówki, ale o tym trochę później). Twórcom Homeland nie potrzeba jednak tak prostych rozwiązań fabularnych, aby zintensyfikować wydarzenia. Perypetie Saula na Bliskim Wchodzie, rozgrywka pani prezydent elekt z Dar Adalem czy nawet śledztwo Petera Quinna to pierwszorzędnie napisane i zrealizowane motywy. Homeland jest zawsze najlepsze, gdy historia nabiera globalnego charakteru. Każdy z bohaterów jest przecież figurą w tej samej rozgrywce szachów. W szóstym sezonie bliskowschodnie eskapady są tak samo ważne dla osi fabularnej serialu, jak z pozoru odseparowane od wątku głównego perypetie Petera Quinna. Jego zmagania z otoczeniem i rzeczywistością są dużo ciekawsze niż w poprzednich epizodach. Wszystko wskazuje na to, że podejrzenia byłego agenta nie były bezpodstawne. Ktoś obserwuje dom Carrie i być może nie ma dobrych zamiarów. Z drugiej jednak strony, twórcy prowadzą ten motyw w taki sposób, aby widz do końca nie był pewien, czy przypuszczenia Quinna są słuszne, czy też nie. To, co raziło w poprzednich odcinkach, tym razem działa na korzyść. Ułomność Petera jest doskonałym narzędziem pozwalającym przedstawić historię w trochę mniej standardowy sposób. Ja to kupuję i nie mogę się doczekać rozwiązania. Nawet jeśli okaże się, że dochodzenie przyjaciela Carrie to tylko złudzenia upośledzonego umysłu, to też nie będzie najgorzej. Wręcz przeciwnie – można takie rozstrzygniecie przekuć na duży sukces artystyczny. Przygody Saula na Bliskim Wschodzie również przedstawione są w sposób interesujący. Mamy tutaj znany schemat. Brak dynamicznej akcji zastępuje napięcie generowane przez zakulisowe działania bohaterów. Powraca pewien stary znajomy. Irański współpracownik CIA, Majid Javadi znowu wkracza na scenę. Pamiętamy go z trzeciego sezonu, w którym odgrywał bardzo niejednoznaczną rolę. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie podobnie. Czy Saul może mu zaufać? Twórcy wprowadzają tą postać, aby jeszcze bardziej skomplikować międzynarodową intrygę. Bardzo dobrze, że tak się dzieje, bo historia serialu pokazuje, że scenarzyści potrafią wyjść z twarzą z każdej fabularnej zagwozdki. Przy okazji można też sobie przypomnieć często niedocenianą trzecią odsłonę produkcji. Nie była taka najgorsza, a segmenty z tym bohaterem na długo pozostają w pamięci. Od Quinna przez Javadi’a aż po Sekou Baha. Czwarty odcinek Homeland zgotował nam prawdziwe grande finale z mięsistym cliffhangerem na czele. Wybuch bomby w ciężarówce młodego Nigeryjczyka to prawdziwe zaskoczenie. Zostawia widzów ze szczęką na kolanach i wieloma ważnymi pytaniami. Sekou został uwolniony, a następnie wykorzystany do zamachu bombowego. W całą sprawę wplątana została główna bohaterka i pozostałe kluczowe postacie. Jakie będzie pokłosie eksplozji, można na razie tylko się domyślać. Oczywiste jest jednak to, że mamy do czynienia z game changerem, na który czekało wielu fanów. Twórcy Homeland są dobrzy w te klocki. Jak u Hitchcocka – po niespodziewanym trzęsieniu ziemi napięcie rośnie… Każdy sezon Homeland ma swoich fanów. Oczywiście najwięcej widzów darzy estymą pierwsze serie. Dużą rzeszę wielbicieli ma również czwarta odsłona. Jestem pewien, że bieżąca opowieść również zyska paru zwolenników. Jej ton jak na razie jest trochę inny. Wyróżnia się między innymi nieszablonowym podejściem do postaci Petera Quinna i politycznym charakterem głównej intrygi fabularnej. Czwarty odcinek udowodnił, że mimo różnic serial ten od początku stosuje podobną formę. Możemy się teraz spodziewać mocnego przyśpieszenia na wszystkich frontach. Jeszcze zatęsknimy za chwilą oddechu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj