W połowie szóstego sezonu twórcy Homeland są nadal w swoim żywiole. Nagłe zwroty akcji, szpiegowskie intrygi, tajemnicze organizacje i strzały w ciemności to coś, co fani formatu lubią najbardziej.
W
The Return dzieje się tak dużo, że aż trudno stwierdzić, jaki motyw jest najważniejszy. Każdy wątek przynosi bardzo ważne informacje, które dość istotnie wpływają na główną oś fabularną. Kluczowe wydarzenia toczą się wokół wszystkich pierwszoplanowych postaci. Carrie uczestniczy pośrednio w śledztwie swojego znajomego z FBI, który wpada na trop tajemniczej firmy zbrojeniowej z sektora prywatnego. Elisabeth Kane pozwala sobie na dość nieszablonowe rozwiązanie problemu, z którym się boryka. W centrum wydarzeń jest również Saul Berensen. Jego międzynarodowe dochodzenie sprawia, że stoi on na tę chwilę najbliżej rozwiązania głównej intrygi. W końcu skreślony przeze mnie po poprzednim odcinku Peter Quinn okazuje się także odgrywać ważną rolę w całej historii.
Na tym etapie opowieści, wszystko jest jasne, klarowne, logiczne i przede wszystkim interesujące. Scenarzyści
Homeland odwalają kawał dobrej roboty. Telewizyjni twórcy powinni uczyć się na podstawie tego serialu, w jaki sposób opowiadać ciekawą historię przy pomocy odcinkowej formy. Dwa epizody temu w Nowym Jorku wybuchła bomba, w poprzedniej odsłonie Peter Quinn dał popis swoich psychotycznych szaleństw. Teraz zbieramy pokłosie tych wydarzeń. Każdy z nas zna klasyczne stwierdzenie dziadka Alfreda na temat trzęsienia ziemi i rosnącego później napięcia. W
Homeland teza ta sprawdza się idealnie. Serialowa forma sprawia, że twórcy mogą takie wstrząsy serwować nam co jakiś czas, dzięki czemu napięcie nigdy nie opada.
Twórcom
Homeland bardzo dobrze wychodzi również zaskakiwanie widza. W bieżącym odcinku mamy dwa takie momenty. Największe zdumienie przeżywamy oczywiście w końcówce, kiedy to biedny Peter spotyka agentkę niemieckiego wywiadu, Astrid. Jak dalej potoczą się losy tej dwójki? Trudno powiedzieć. Cameo Astrid nastąpiło w samej końcówce i na rozwinięcie tego wątku będziemy zmuszeni poczekać do kolejnych odsłon.
Istotniejszym motywem jest nagła, tragiczna śmierć agenta Conlina. Jego błyskotliwe śledztwo w siedzibie tajemniczej organizacji i coraz bliższa współpraca z Carrie wyrokowały tej postaci szybki awans do pierwszoplanowej obsady. Niestety scenarzyści mieli inne plany i agent Conlin błyskawicznie pożegnał się z życiem. Mimo żalu związanego z odejściem tej ciekawej postaci, trzeba przyznać, że jego śmierć jest paliwem napędzającym wątek Carrie. Teraz wydarzenia z jej udziałem będą toczyć się zapewne trochę szybciej.
Pani prezydent elekt umiejętnie wykaraskała się z niefortunnej sytuacji, w której się znalazła. Można trochę ponarzekać, że jej samowolka jest naciągana i mało realistyczna, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Najistotniejsza wydaje się konwersacja odbyta przez panią prezydent elekt ze starszą damą, która zapewnia jej transport. Podczas szczerej rozmowy wreszcie poznajemy lepiej osobowość Elisabeth Keane i dowiadujemy się trochę więcej na temat jej toku myślenia. Wydaje się być pozytywną postacią, która wraz z Saulem i Carrie zasili pulę protagonistów
Homeland na dłużej. Choć z drugiej strony nigdy nic nie wiadomo…
Ci, którzy wyrokowali
Homeland spadek formy, po szóstym odcinku srogo się zawiodą. To nadal nasz stary dobry format, bogatszy o motyw politycznego thrillera. Najnowsza odsłona pokazuje, że nad serialem wciąż pracują jedni z najlepszych scenarzystów w branży, którzy nigdy nie idą na łatwiznę. Po raz kolejny nie mogę się doczekać przyszłotygodniowego epizodu. Na tę chwilę jest to chyba jedyna telewizyjna produkcja, która wywołuje u mnie podobne emocje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h