Nie udało się. Znowu okazuje się, że znaczek Netflix Original nie gwarantuje udanej produkcji. Nawet jeśli w obsadzie znajdują się znane nazwiska. Szkoda, bo początek How It Ends był naprawdę obiecujący, a w głowie wyobrażałem sobie, że podróż ojca i jego przyszłego zięcia po podłamanej mentalnie Ameryce, będzie naprawdę interesująca i nie popadnie w utarte schematy kina katastroficznego. Celem mężczyzn jest Seattle, a dokładniej znajdująca się tam córka postaci granej przez Forest Whitaker i dziewczyna bohatera odgrywanego przez Theo Jamesa. Dorzućmy do tego fakt, że panowie za sobą nie przepadają. Muszą jednak zakopać topór wojenny i wyruszyć w naprawdę niebezpieczną podróż. Ameryka została bowiem dotknięta kataklizmem, gdzie w wielu miejscach są trudności z dostawą prądu, występują niebezpieczne opady deszczu, a także trzęsienia ziemi. Zanim więc postać grana przez Whitakera włożyła kluczyki do stacyjki i odpaliła samochód, byłem naprawdę zaintrygowany, w jaki sposób twórcy będą unikać klisz oraz co nowego zaprezentują widzom. Jest to przecież produkcja Netflixa, która będzie dostępna w domach wszystkich subskrybentów. Można było zatem naprawdę zabawić się konwencją. Okazuje się jednak, że jest to klasyczne postapo, które nie oferuje nic nowego i jest do bólu wtórne. Bohaterowie na swojej drodze napotykają liczne zagrożenia, które spowodowane są głównie rosnącą agresją wśród próbującej przeżyć ludności. Nie trzeba zatem długo czekać, aż mężczyzna ze strzelbą zapragnie śmierci naszych bohaterów. Problem jednak w tym, że nie wszystko da się wytłumaczyć za pomocą zbliżającego się kataklizmu. Brakuje pokazania skutków, które spowodowane są np. trzęsieniem ziemi. Twórcy wyszli z założenia, że skoro kończy się świat, to naturalne będzie wrzucanie na ulice setki morderców. Przez większą część filmu tak to własnie wygląda. Kino drogi w najgorszym możliwym wydaniu. Mężczyźni napotykają też kilku bohaterów, którzy dla całej historii są zbędni. Nie musiało tak być, bo ich motywacje i rola mogły być naprawdę znaczące. Tak nie jest, bo nie poświęca się im zbyt wiele czasu. W How It Ends nie dostajemy nic ciekawego, jeśli chodzi o niszczony powoli świat, ani też od strony przedstawienia i rozwoju bohaterów. W zamian dostajemy szybki poradnik na poprawę relacji ojca ze swoim przyszłym zięciem. Wizualnie film jest przyzwoity. Zwłaszcza pod koniec ładnie prezentują się podniszczone miasta, ale to zdecydowanie za mało. Aktorsko też jest nieźle, ale nawet Forest Whitaker nie jest w stanie podnieść poziomu produkcji. Bohaterowie przeprowadzają ze sobą fatalne dialogi, a scenariusz z kapelusza i na siłę wyciąga kolejne twarze. Prawdziwym apogeum wydaje się być końcówka filmu, która totalnie oderwana jest od reszty. Co ciekawe, wydaje się być o wiele ciekawsza niż wszystko, co do tej pory widzieliśmy, ale film urywa się w takim momencie, że pozostawia nas jedynie z poczuciem zmarnowanego czasu. How It Ends nie dochodzi do żadnej konkluzji. Może w planach była kontynuacja i to wiele by wyjaśniło, ale po jakości, jaką zaprezentowano w tej odsłonie, mocno wątpię, że jeszcze powrócimy do tego świata. Ba, mam nadzieje, że nie będziemy już musieli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj