Guido to technik komputerowy, który jednak nie miał szczęścia w swoim zawodzie. Jego firma splajtowała, a on musi teraz szukać dorywczych prac. Gdy po zwolnieniu z magazynu nasz bohater nie ma jak spłacić swoich długów, posuwa się do ostateczności. Proponuje firmie windykacyjnej, która przejęła jego zaległości, że odpracuje zobowiązanie, które musi zwrócić. Tak dostaje się pod skrzydła Franco, człowieka, który ściąganie długów od obywateli Italii opanował do poziomu brutalnej sztuki. Tak rozpoczyna się droga Guido w kierunku mroku, a nowa profesja okaże się przedsionkiem piekła. Reżyser Antonio Morabito nawiązuje swoją nową produkcją do tradycji włoskiego realizmu. Twórca w bardzo mocny i dosadny sposób ukazuje nam dramat jednostki, która przyparta do ściany zmuszona jest do romansowania z mroczną stroną ludzkiej natury. Nie stara się pokazać głównego bohatera produkcji -  jako czystego jak łza człowieka, który znalazł się w środowisku łaknących krwi wilków. Raczej pragnie drążyć tę ciemną stronę psychiki przygnębionego technika komputerowego powoli popychając go w stronę przepaści. Coraz bardziej dociska zgnębioną duszę Guido aż do kulminacyjnego momentu. Wówczas napięcie sięga zenitu i następuje złamanie mentalnej bariery głównego bohatera. Reżyser wprowadza tutaj tak naprawdę silnie schizofreniczny aspekt, gdzie ciemna i jasna strona Guido walczą ze sobą przez cały czas trwania seansu. I ten wewnętrzny pojedynek ogląda się znakomicie. Claudio Santamaria oddał w pełni wszystkie rysy na charakterze swojej postaci, kreując na ekranie człowieka pokaleczonego przez świat, w którym dane było mu żyć. Mocna i zapadająca w pamięć rola. Jednak nie tylko Santamaria dobrze sprawdził się w tej opowieści. Reżyser produkcji bardzo sprawnie pokierował swoimi aktorami, tworząc interesujące więzi pomiędzy nimi. Oczywiście najbardziej rozbudowana jest tutaj relacja Guido i Franco, która stanowi solidny fundament dla fabuły. Scenarzyści oferują nam w tym wypadku swoisty przekrój ludzkich emocji. Napełniają interakcję dwójki windykatorów strachem, sceptycyzmem, brakiem zrozumienia, ale również zaufaniem i zastanowieniem nad światem. Obydwaj bohaterowie stanowią swoje istne przeciwieństwa, jednak doskonale się uzupełniają. Santamaria i Marco Giallini grający Franco potrafili odnaleźć wspólną sferę porozumienia podpartą negatywnymi emocjami. Dobrze sprawdza się również relacja Guido z Profesorem granym przez Jerzego Stuhra. Polski aktor tworzy ze swojego bohatera swoisty głos rozsądku, wyrzut sumienia początkującego windykatora. Kwintesencją tej relacji jest tutaj doskonała scena, w której Profesor tłumaczy Guido, jak działa system ekonomiczny świata na przykładzie... gry w bilard. Bardzo zacna sekwencja. Natomiast nie za bardzo do opowiadanej historii pasuje mi wątek romantyczny głównego bohatera, który wydaje się bardzo wysilony i nie pasujący do opowiadanej historii. Morabito starał się wprowadzić kontrapunkt dla profesji swojego bohatera, jednak według mnie nie zadziałał on jak powinien. Stanowi raczej skromne tło dla głównej osi fabularnej, ale nie komponuje się z opowieścią włoskiego reżysera. Stanowi on pewną przeszkodę dla budowania intrygi, która i tak w trzecim akcie została za szybko poprowadzona i finał pozostawia lekki niedosyt. Nie zmienia to faktu, że Rimetti a noi i nostri debiti to interesująca i wciągająca opowieść o mroku, który przyciąga, jednak nie chce zostawić nas w spokoju. Antonio Morabito wykreował bardzo przyziemną, uniwersalną historię, z którą każdy z nas może się utożsamić. Nie od dziś wiadomo, że dobro od zła oddziela bardzo cienka granica. Ten film pokazuje, jak łatwo można ją przekroczyć i prawda tej opowieści potrafi ująć odpowiednie struny naszych emocji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj