Poszatkowanie sezonu nie wpłynęło dobrze na produkcję Jonathana Nolana. Coraz mniej czasu do finału, a epizody - mimo że poruszają tematykę wątku głównego (jak teraz chociażby) - nie zachwycają. Winę można zrzucić na rozplanowanie sezonu. Ciągłe kilkutygodniowe przerwy wybijają widza z rytmu, a twórców chyba z pisania scenariuszy, bo jest coraz bardziej wtórnie. Tym razem sprawą tygodnia jest łowczyni głów. Dosyć szybko Reese odkrywa jej prawdziwą tożsamość, a akcja sprawnie się zawiązuje. Spowodowane jest to zapewne wprowadzeniem wątku równoległego, czyli kwestii spotykania się Fincha z Beth. Postać tę mieliśmy okazję poznać już przy okazji jego wizyty w Hongkongu i widać było, że para ta ma się ku sobie. Co prawda ich relacje nawiązują mocno do wątku głównego, ale do czasu pojawienia się Root wszystko idzie ślimaczym tempem. Nie inaczej jest u Reese'a, który wraz z Frankie szuka niejakiego Raya. Oczywiście serial sięga dodatkowo w przeszłość, przez co się gmatwa, próbując wyjaśnić postępowanie łowczyni głów. Zupełnie niepotrzebnie, bo sam motyw twardej dziewczyny polującej na poszukiwane osoby jest ciekawy i od razu można zapałać sympatią do Frankie. Powiem więcej, Katheryn Winnick pasuje do tej roli idealnie, a znana z "Vikings" aktorka ma odpowiednią charyzmę. Chemia pomiędzy nią a Johnem jest aż nadto widoczna i fajnie by było, gdyby bohaterka zagościła w ekipie na dłużej, przynajmniej do czasu powrotu Shaw. Szczególnie że pojawienie się ponownie Harper przypomniało mi, jak bardzo ta postać mnie irytuje. Jej pewność siebie i brawura momentami zahaczają o upartość i głupotę. Harper nikogo nie słucha i sama wszystko wie najlepiej. Szczerze? Do odstrzału. Za to Frankie zna sztuki walki, jest ładna, kopie tyłki, że aż miło, i w ogóle przyjemnie się ją na ekranie ogląda. [video-browser playlist="676085" suggest=""] Wątek Fincha nabiera rumieńców, kiedy pojawia się Root, a widz dowiaduje się, że Harold pracuje nad koniem trojańskim, który ma poważnie zagrozić Samarytaninowi. Niestety z powodu jego bliskości z Beth cały plan może spalić na panewce. Wtedy wkracza Root, która - o dziwo - nie współpracuje z maszyną, tylko w tym konkretnym przypadku działa na własną rękę. Zakończenie jest zaskakujące, bo Harold stwierdza, że na razie ma dość panny Graves i przez jakiś czas nie chce jej widzieć. Zmieni to nieco dynamikę relacji pomiędzy postaciami, ale akurat takie odświeżenie było potrzebne. Powraca również wątek "miłosny". John i psycholog policyjny mają się ku sobie, co mnie akurat mocno zastanawia. Czy fakt, że znalazł osobę, której może opowiedzieć o swojej przeszłości, sprawia, że się zakocha? Chyba jednak wolałbym, aby twórcy poszli w stronę Frankie i obsadzili ją na stałe. Byłoby zabawniej, bo jej charakter jest o wiele ciekawszy niż nudny wątek z dr Iris. Czytaj również: Przyszłość serialu „Constantine” wciąż nie jest znana Osiemnasty odcinek "Person of Interest" jest typowym średniakiem, jeżeli chodzi o ten konkretny serial. Oczywiście jest to nadal poziom wyżej niż średni odcinek w wielu innych popularnych produkcjach, ale nie oszukujmy się - od Nolana i spółki mamy prawo oczekiwać znacznie więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj