"In the Flesh" opowiada historię Kierena Walkera, zombie przywróconego na łono społeczeństwa. Kiedy przed laty zmarli masowo zaczęli powstawać z grobów, rząd musiał szybko interweniować. Większość "powstańców" zwyczajnie odstrzelono, ale niektórych, za sprawą eksperymentalnego leku, zdołano uleczyć i sprowadzić do świata żywych. Niestety ludzie podchodzą do nich z wrogością, są nieufni i pełni obaw, że tragiczne wydarzenia mogą się powtórzyć.
Po pierwszych zapowiedziach nie do końca wiadomo było, czego się po tym serialu spodziewać. Wielu obawiało się kolejnego romansidła w stylu "Zmierzchu", tyle że z "zombiakami" zamiast wampirów. Na szczęście podejrzenia okazały się nieuzasadnione, bo "In the Flesh" nie ma nic wspólnego z krwiopijczą sagą. To solidny dramat, który dość skutecznie potrafi grać na emocjach.
[image-browser playlist="593310" suggest=""]
©2013 BBC
Do tej pory zmagania z epidemią zombizmu zawsze oglądaliśmy z perspektywy ocalałych, którzy walczą o przetrwanie. Recenzowany tytuł przełamuje ten schemat, skupiając się na samym zarażonym. Co prawda kryzys został w zasadzie zażegnany, a po lasach błąkają się jedynie jakieś niedobitki, ale to nie o zmaganiach z truposzami traktuje brytyjska produkcja. Na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim kwestia powracającej świadomości u do tej pory poniekąd martwej jednostki, a co za tym idzie i samych wspomnień. W tym również tych nieprzyjemnych, z okresu, kiedy chory był jedynie bezmyślną maszyną do zabijania, żerującą na żywych. Nawiedzające bohatera koszmary, targające nim poczucie winy oraz wyobcowanie - siostra Kierena patrzy na niego z pogardą - to coś, z czym musi radzić sobie "uleczony" zombie.
Problem nie dotyczy natomiast samych nieumarłych, ale również ich bliskich, którzy z jednej strony pragną odzyskać utraconego członka rodziny, a z drugiej odczuwają wobec niego wewnętrzny lęk. Pozostaje jeszcze społeczeństwo, które w większości nie akceptuje "przywróconych" i nie uważa ich za istoty ludzkie. Rodzi się pytanie, czy brak pulsu skreśla takiego osobnika jako człowieka, nawet pomimo tego, iż jest w stanie normalnie myśleć, odczuwać i posiada wspomnienia sprzed chwili swojej śmierci. Wszelkie wątpliwości doskonale ilustruje bardzo mocna w swoim wydźwięku scena z udziałem uleczonej starszej kobiety oraz członkami Ludzkich Sił Ochotniczych (w czasie powstania powołanych do walki z nieumarłymi), która każe się zastanowić nad tym, kto tak naprawdę stanowi prawdziwe zagrożenie.
[image-browser playlist="593311" suggest=""]
©2013 BBC
Choć "In the Flesh" sprawia bardzo pozytywne wrażenie, to jednak nie ustrzegło się kilku błędów. Przede wszystkim Luke Newberry, czyli aktor wcielający się w Kierena, zupełnie nie sprawdza się w tej roli. Wyglądem bardziej pasuje do wspomnianego "Zmierzchu" niż, bądź co bądź poważnego, dramatu. Jego delikatne, chłopięce rysy twarzy mnie osobiście nieco odrzucają, przez co trudno jest mi z nim sympatyzować. Ze swoją urodą bardziej pasowałby na anioła aniżeli zombie, choć zapewne nie każdy się ze mną zgodzi. Druga sprawa to niezamierzone elementy komediowe, które niepotrzebnie wytrącają z rytmu. Ton serialu jest dość smutny, by nie powiedzieć, że dołujący, więc sceny udawanego spożywania posiłku lub matka czająca się z piłą mechaniczną na piętrze są trochę jakby z innej bajki. Niepokoi mnie także wątek Proroka Nieumarłych, który w pierwszym odcinku jest ledwie zarysowany, ale w przyszłości może skierować produkcję na nieodpowiednie, zahaczające o kicz, tory.
Nie ma jednak sensu przedwcześnie wyrokować. Jak na razie widać w "In the Flesh" ogromny potencjał. Pod względem czysto technicznym jest bez zarzutu, historia wciąga, a pewne jej fragmenty silnie oddziałują na emocje. Jest to intrygująca produkcja, której brytyjska szkoła kręcenia nadaje surowej, depresyjnej wręcz atmosfery, niemożliwej do uzyskanie przez Amerykanów. Jeśli tylko kolejne epizody zdołają utrzymać poziom pilota, to już teraz warto się tym serialem zainteresować.
Ocena: 7,5/10