Jakość poszczególnych epizodów The Walking Dead tuż po rozproszeniu całej grupy uzależniona jest od bohaterów, o których dany odcinek opowiada. Tym razem na świeczniku mieliśmy Beth oraz Daryla, a więc za pewnik mogliśmy przyjąć, iż będzie dużo emocji i wzruszeń. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że w końcu i sam Daryl się otworzy, pokazując wszystkim, iż wcale nie jest takim zimnym i małomównym redneckiem, za jakiego zwykło się go uważać.

"Still" to typowy zapychacz. Akcja toczy się niespiesznie, życie naszym bohaterom momentami uprzykrzają jakieś zombie, ale generalnie chodzi o to, aby pokazać, że w tym okrutnym świecie, mając tak makabryczne wspomnienia, zwyczajni Amerykanie zwyczajnymi Amerykanami pozostali. Beth marzy o tym, aby w końcu skosztować zakazanych trunków z procentami, od których do tej pory odciągał ją Hershell, a Daryl wzorem starszego brata pilnuje, aby "upadlać" się z klasą. Smakowy alkohol zastępuje więc rasowym domowym bimbrem, który rozwiązuje języki bohaterów, pozwalając naszym myślom odpłynąć daleko w ciągu najbliższych minut. Złudne bezpieczeństwo chatki na odludziu zachęca do głębokich rozmów i odkrywania swoich tajemnic. Daryl całkowicie zrzuca z siebie bagaż emocjonalny, dzięki czemu więź z próbującą się buntować Beth zacieśnia się. Zerwane więzi społeczne wiąże rozrachunek z demonami przeszłości, a bohaterowie zdają się na nowo odnajdywać w nieznanej im rzeczywistości, którą przecież znali, ale... jakby zapomnieli o niej podczas pobytu w więzieniu.

[video-browser playlist="634362" suggest=""]

Postać rozemocjonowanej nieletniej ewidentnie nie służy panu z kuszą. W obliczu potrzeby młodej damy chcącej się koniecznie napić porzuca on swój dotychczasowy rozsądek, robiąc wszystko, aby marzenie swojej towarzyszki spełnić. Ubolewać można nad tym, że w momencie, gdy Daryl przeszedł etap bycia outsiderem, który próbuje wpasować się do grupy, stracił ostatecznie jakąkolwiek istotną rolę w rozwoju fabuły. Sam Reedus wygląda, jakby doskonale zdawał sobie z tego sprawę, przez co jego nieprzekonujące aktorstwo ostatecznie grzebie szanse na obudzenie w Darylu dawnego ducha. Życie utrudniają mu dodatkowo scenarzyści, którzy chyba zapomnieli o tym, że czasami powinni dać mu do zagrania coś, co nie wiązałoby się ze scenami depresji po stracie Carol.

Można bronić kierunku, w którym zmierza The Walking Dead. Można oglądać 12. odcinek z uśmiechem na twarzy. Pogłębienie warstwy psychologicznej postaci zawsze jest w cenie, tym bardziej w ekstremalnie niebezpiecznym świecie zdominowanym przez zombie, który budzi w ludziach wszystkie najgorsze instynkty. Czy jednak warto robić czarny PR domowemu bimbrowi i zwalać na niego winę za podpalenie bezpiecznego schronienia oraz pójście nocą w ciemny las, gdy wokół pełno zombie? Może jednak konieczne jest zastanowienie się nad tym, kiedy to twórcy stracili poczucie jakiejkolwiek logiki na rzecz efekciarstwa i kompletnie zbędnych scen mających pokazać, że tak naprawdę nie chodzi im wyłącznie o zombie, ale o ludzi radzących sobie z niecodzienną sytuacją. Ludzi, którzy przecież popełniają błędy i zachowują się irracjonalnie. Dziwne, że zazwyczaj mimo wszystko uchodzą ze wszystkich sytuacji z życiem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj