Bladolica Liv Moore powraca na ekrany stacji The CW. Pomimo dramatycznych wydarzeń z poprzedniego sezonu "iZombie" nowy odcinek zapewnia dużo rozrywki, a apetyt pani koroner na świeże mózgi nie zmalał ani trochę. Wszak nawet zombie musi jeść.
Finał pierwszej serii „
iZombie” zapewnił nam sporo emocji. Wątki, które kumulowały się już od jakiegoś czasu, w rezultacie zostały sprowadzone do krwawej jatki w lokalu Blaine’a. Ten ostatni stracił nie tylko dochodowy interes, lecz także egzystencjalny powód, dla którego w ogóle go założył. Ofiary (te martwe, a także żywe) tej emocjonującej interakcji można wskazać, przeglądając listę całej podstawowej obsady serialu. Zrozumiałe jest zatem, że widzowie z niecierpliwością czekali na październikowy rozwój dalszych wydarzeń.
Życie zombiaka o dobrym sercu, egzystującego wśród niczego nieświadomych potencjalnego zagrożenia ludzi, nie jest ani trochę usłane różami. Jeśli twórcy nie przekonali do tej tezy odbiorców w pierwszym sezonie, to w premierze drugiego dobitnie podkreślają swoje zdanie na ten temat. Jak na zawołanie wszyscy przyjaciele i krewni odwrócili się od zombie-dziewczyny. No, może oprócz Raviego, na którego zawsze można liczyć. Współpracownik panny Moore z jednej strony stara się wspomóc swoją koleżankę z pracy, a z drugiej – swojego współlokatora, który nadal próbuje odnaleźć się w świecie, w którym istnieją zombie. Wątek Majora, który z początku wydawał mi się odsunięty na zdecydowanie zbyt daleki plan, rozwinął się w rewelacyjnym kierunku. Nadal jest to jedno z najmilszych zaskoczeń serialu, gdyż trudno było na początku podejrzewać, że porzucony były narzeczony stanie się tak świetnie rozpisaną postacią. Robert Buckley idealnie odnajduje się w tej roli i aż miło popatrzeć, jak twórcy stawiają coraz wyższe poprzeczki rozterek moralnych przed jego bohaterem. Ostatnie sceny odcinka sugerują, że i tym razem pan Lilywhite nas nie zawiedzie.
[video-browser playlist="746041" suggest=""]
Ostatnim razem, kiedy widzieliśmy Liv w dramatycznej dla jej całej rodziny chwili, odmówiła oddania krwi swojemu umierającemu bratu. Choć widzowie dobrze rozumieli (a przynajmniej starali się zrozumieć) powody jej decyzji, trzymana w nieświadomości rodzina nie była jej przychylna. Przeskok czasowy zabiera nas w trzymiesięczną podróż, na końcu której widzimy, z jakimi konsekwencjami swojej decyzji musi sobie radzić młoda koronerka. Scenarzyści jednak tylko przez jakiś czas uderzają w smutne nuty i nie dają zapomnieć, że „
iZombie” bardziej utożsamia się z klimatami komediowymi. Jak sam tytuł wskazuje, Liv nie porzuca swoich nawyków niesienia pomocy Clive’owi (który jak zwykle żyje w totalnym mroku fabularnym gdzieś na dalszym planie). Lunch w pracy w postaci przepysznie podsmażonych zwojów mózgowych dostarcza jej nie tylko energii na nowy dzień, lecz także zapewnia ciężki charakter stetryczałego zrzędy. Liv Moore gnąca się na boki z powodu bolących pleców i powarkująca na każdego, kto tylko stanie na jej drodze, to doskonałe remedium na dramaty, które rozgrywają się obecnie w jej życiu. Nowa sprawa kryminalna to też dobra chwila wytchnienia, aby spojrzeć na sprawy z innej perspektywy.
Premiera nowego sezonu "
iZombie" to bardzo dobra kontynuacja wydarzeń z finału pierwszej serii. Komu przypadła do gustu konwencja „jedynki”, ten z pewnością będzie się dobrze bawił przy nowych odcinkach. Nie zapomniano o wątku komediowym, lecz również nie unikano poważnych tematów. Można już teraz wywnioskować, iż „dwójka” nie będzie się zanadto różnić od swojej poprzedniczki. Lecz po co psuć to, co dobre? Nawet Blaine’owi znaleziono nowe źródło utrzymania – wszak bez jego cwaniaczkowatego uśmiechu ten serial by nie istniał. Z niecierpliwością więc czekam na kolejny odcinek, nowych klientów prosektorium i starą, dobrą Liv.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h