Jak pies z kotem to historia dość intymna. Gdy oglądamy go ze świadomością, że znaczna część wydarzeń miała naprawdę miejsce w życiu reżysera, wszystko postrzega się inaczej. W pewnym sensie można to potraktować jako osobiste rozliczenie ze śmiercią brata Andrzeja Kondratiuka i jednocześnie pewien trochę idealistyczny hołd dla braterskiej relacji. Czuć, że są w tym momenty trudne, bardzo emocjonalne, ale też lekkie i dziwacznie zabawne. Jak w życiu, gdzie obok tragicznych chwil, pojawiają się też te radosne i śmieszne. Struktura tej opowieści jest dość prosta i wręcz można użyć słowa klasyczna. Janusz (w tej roli Robert Więckiewicz) decyduje się wziąć do domu pod opiekę umierającego brata Andrzeja. Mamy więc dramat o rodzinie zmagającej się z tytanicznym wyzwaniem - opieką nad starszym człowiekiem, który przez wylew krwi do mózgu jest niemal całkowicie sparaliżowany i nie panuje też nad zmysłami. To własnie ten ludzki wymiar opowieści nadaje jej swoisty wyraz, bo widzimy coś, co może dotyczyć każdego - bez znaczenia, jaki ma status społeczny czy zawodowy. W tym pojawią się trudności, chwilę zwątpienia i słabości, które w wielu momentach potrafią poruszyć. A reżyser nie boi się pokazywać scen bolesnych, kiedy chwilowe zaćmienia człowieczeństwa w postaci Andrzeja ranią bliskich mu ludzi. To czyni tę historię bardzo uniwersalną i poruszającą. Zwiastun pokazuje, że jednak nie jest to depresyjny dramat, bo w istocie nie brak w tym specyficznego, bardzo ironicznego poczucia humoru. To właśnie dzięki takim scenom Janusz Kondratiuk potrafi rozluźnić atmosferę, nadać  braterskiej relacji wiele serca i sprawić, że widz nie raz się zaśmieję. Jednak nie nastawiajcie się na przekomiczną komedię, bo to nie jest taki film. To raczej soczysty, ciepły dramat z elementami humorystycznymi, które dobrze komponują się z tymi poważnymi. Charakteryzują się znakomitym wyczuciem czasu, by widz mógł odsapnąć i zaśmiać się. Najwięcej dziwacznie śmiesznych scen mamy dzięki postaci Igi, w którą fenomenalnie wciela się Aleksandra Konieczna. Jest to prawdziwa osoba, tak jak wszyscy bohaterowie opowieści, ale trudno powiedzieć, jak bliska pierwowzorowi. To nie ma tak naprawdę większego znaczenia, bo jak Iga pojawia się na ekranie, to jest zabawnie, czasem dramatycznie i zawsze z charakterem. Mogę powiedzieć, że ona kradnie wszystkie sceny, w których tylko się pojawia. Twórca Jak pies z kotem nie tworzy jednak obrazu łatwego, bo oglądanie tragedii rodzinnej takowe nigdy nie będzie. Czasem pozwala sobie na różne zabiegi artystyczne, aby podkreślić to, z czym zmaga się umierający Andrzej. Zobrazował wizję, o których brat mu mówił. Raz to pojawienie się niedźwiedzia, raz to widzenie jakiegoś ogromnego dołu w ogrodzie i inne rzeczy, które nadają głębszy wymiar tej postaci. Pozwalają bardziej zrozumieć ból, z jakim się zmaga i poczuć do niego większe współczucie. Olgierd Lukaszewicz tworzy bohatera niejednoznacznego, wyniszczonego i bynajmniej nie wpisującego się w żaden schemat ukazywania umierających postaci na ekranie. Czasem najmocniej działają nie słowa, skrajne i agresywne zachowania czy bezsilności w podstawowych czynnościach, ale to, co maluje się na jego obliczu. Czasem to po prostu emocje, które widzimy na twarzy Andrzeja działają mocniej, niż najbardziej dosadniejsze sceny. To własnie jego postać oraz jego relacja z Januszem (równie świetny i stonowany Robert Więckiewicz) stanowią o sile tego kameralnego i pełnego serca obrazu. To właśnie w tym momencie czuć największe emocje, które przez osobisty wymiar historii są w stanie poruszyć najtwardsze serce. Nie nazwałbym tego wyciskaczem łez, nic z tych rzeczy, ale po prostu nie można odmówić temu autentyczności w tym aspekcie. Tego czegoś, co jest w stanie przekonać do historii, jej formy i emocji, jakie w sobie zawiera. Uznanie należy się Bozena Stachura w roli Beaty, żony Janusza. Każdy bohater tej opowieści jest w jakimś stopniu nietypowy i specyficzny. Ona natomiast jest zwyczajna, normalna. To ona poświęca najwięcej czasu Andrzejowi. To jej życie przez związki rodzinne zmienia się o 180 stopni, z planów wspólnych wakacji na nieprzespane noce i zajmowanie się człowiekiem, który często, nie panując nad sobą, siarczyście jej ubliża. Zagranie w taki sposób postaci tak normalnej to też wyczyn, który należy wyróżnić. Nawet jeśli przez bardziej wyrazistych bohaterów wydaje się ona zepchnięta na drugi plan. Jak pies z kotem powinien przekonać do siebie każdego, kto oczekuje opowieści działającej na emocje. Takiej kameralnej, osobistej i bardzo prawdziwej. Gdzieś w ostatnim akcie film wydaje się przekombinowany i traci swój impet, tak jakby brakowało kropki nad i, nie zmienia to jednak pozytywnych odczuć. Bawi, wzrusza i pozostawia z ciepłem w sercu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj