Jeszcze jeden strzał to efekt kolejnej współpracy reżysera Jamesa Nunna i Scotta Adkinsa, którzy ponownie stawiają na iluzję jednego długiego ujęcia. To oczywiście jest tylko pewnego rodzaju imitacja, bo mikrocięcia są wykorzystywane w różnych momentach, by łączyć dane sceny. Techniczny aspekt realizacji nie ma tu jednak znaczenia, bo liczy się efekt – jedno ujęcie wygląda autentycznie i wpływa na nasze zaangażowanie w opowiadaną historię. Do tego widać, że reżyser po doświadczeniu z jedynki zdecydowanie dopracował cały koncept. Wygląda to lepiej pod każdym względem, bo dzięki pracy kamery i pomysłom jest to bardziej efektowne, a sceny akcji są bardziej różnorodne. Te w pierwszej części mogły się wydawać dość jednostajne. Teraz twórca ma więcej pomysłów, jak je dopasować do jednego ujęcia, by wyglądały dobrze i wpływały na budowę napięcia i emocji. Za ten aspekt duży plus. Na tle innych dzieł kina akcji klasy B Jeszcze jeden strzał wyróżnia się bardzo pozytywnie. Teoretycznie można by uznać, że koncepcja jednego długiego ujęcia trochę ogranicza umiejętności Scotta Adkinsa. Na pewno wymusza określone podejście do scen akcji i sekwencji walk, ale to świadoma decyzja, budująca konwencję. Ważne w tej odsłonie jest to, że tym razem Scott Adkins nie jest niepowstrzymaną maszyną do zabijania – bywa zmęczony i poturbowany. To istotne, bo współczesne kino akcji po tym, gdy weszło do mainstreamu dzięki Johnowi Wickowi, wyznaczyło właśnie taki trend. Postać Adkinsa walczy o przetrwanie, ale nie wszystko mu wychodzi – i to nadaje temu sens i wiarygodność. I co najważniejsze: nie dostajemy tylko starć z bezimiennymi, losowymi najemnikami. Są też potyczki z twardszymi wojownikami, którzy stanowią wyzwanie i pozwalają na walkę jak równy z równym. To buduje stawkę i sens akcji, która staje się pełnoprawnym narzędziem opowiadania historii. Wyróżnia się zwłaszcza walka Scotta Adkinsa z Michaelem Jai Whitem. Panowie jak zawsze dają z siebie wszystko ku uciesze widzów. Zauważyłem w niej tylko jeden mankament – jest krótsza, niż by się chciało. Dzięki tym wszystkim aspektom Jeszcze jeden strzał sprawdza się o wiele lepiej pod kątem akcji niż część pierwsza. To film bardziej kreatywny i efektowny. W tej całej zabawie fabuła trochę staje się tłem. W kinie klasy B to nie przeszkadza, dopóki historia ma sens i daje widzom to, czego oczekiwali, gdy włączali dany tytuł. Jeszcze jeden strzał dostarcza wrażeń w sposób poprawny i nieirytujący. Opowieść jest tak prosta, jak to tylko możliwe, a wprowadzony w trakcie twist da się przewidzieć dużo wcześniej. Sugestia głębszej konspiracji, która będzie kontynuowana w potencjalnej trzeciej części, na pewno brzmi atrakcyjnie, ale istnieje ryzyko przekombinowania. To prostota jest siłą tych dwóch filmów, bo mamy sensowny pretekst do wydarzeń i walki o przetrwanie. Oby nie poszło to o krok za daleko. Jeszcze jeden strzał nowatorsko i wyjątkowo dobrze bawi się koncepcją jednego ujęcia. Zapewnia rozrywkę, której fani kina akcji oczekują. Zadowoleni powinni być zwłaszcza wielbiciele Scotta Adkinsa, bo aktor dostarcza wrażeń. Zdaję sobie sprawę, że uproszczenia i oczywistości wynikające z DNA kina klasy B nie przekonają każdego. To jednak dobra rzecz, która dzięki kreatywności reżysera staje się rozrywką, obok której trudno przejść obojętnie. Jeśli polubiliście jedynkę, sequel również przypadnie Wam do gustu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj