Mam problem z 3. sezonem Jeszcze nigdy…, który podobnie jak poprzedni zatracił to, co było wyjątkowe w premierowej serii. Tam mieliśmy nietypową teen dramę, która miała drugie dno w postaci wyjątkowo poruszającej historii o żałobie. Niestety ten motyw nie przewija się w kolejnych seriach. Nie udało się zastąpić go czymś, co tak samo działałoby na emocje. Motyw teoretycznie występuje w 3. sezonie, ale przewija się tak szybko, że pozostaje pustym rozczarowaniem. Scena, w której powraca, powinna być emocjonalną bombą dopełniająca kolejny etap żałoby i radzenia sobie z traumą, tymczasem jest przedstawiona po macoszemu. Szkoda, bo przez to ten sympatyczny serial wiele traci. Jeszcze nigdy... w 3. sezonie jest serialem o dojrzewaniu na wielu poziomach. Twórcy mimo wszystko mają ambicje, by powiedzieć coś ważnego. Poprzez postać Devi starają się ukazać, jak dorosłość zaczyna przeważać w życiu dziewczyny. Jest w tym oczywiście wiele momentów, które mogą nas zdenerować - np. jej relacja z Paxtonem. Brak pewności siebie i patologiczna nieufność wobec chłopaka doprowadziły do zakończenia związku i na pewno wielu negatywnych emocji u widzów z #teampaxton. Zachowanie Devi jest absolutnie absurdalne. Popada w skrajną przesadę bez powodu. Trudno jej kibicować, bo tak naprawdę sama jest sobie winna. Mimo wszystko 3. sezon serialu to kawał dobrej rozrywki. Twórcy w historii Devi – pomimo tych świadomych i nie zawsze trafionych decyzji – nadal świetnie korzystają z charyzmy i luzu aktorki. Maitreyi Ramakrishnan błyszczy na ekranie. Można powiedzieć, że nadaje sens wydarzeniom, które czasem go tracą przez fabularne decyzje. Jest przekonująca, zabawna, wiarygodna. Zresztą cała grupa postaci ma swoje 5 minut, przypominając, że to nie jest serial jednej gwiazdy. Fabiola szukająca miłości, Paxton dojrzewający do bycia kimś więcej niż ładnym chłopakiem, Kamala i jej wyzwolenie ze sztywnych ram kultury hinduskiej czy Ben i jego relacja z ojcem – to ważne i kluczowe wątki, obok których nie można przejść obojętnie. 
fot. Netflix
+2 więcej
Jednak nie wszystkie wątki były udane. Związek Aneesy z Fabiolą wydaje się od czapy, bez większego sensu. I tak po kilku odcinkach z tego zrezygnowano. Po co w ogóle pojawił się na ekranie? Zresztą podobny problem mam z Desem – kolejną miłością Devi – który niepotrzebnie odciągnął nas od tego, co napędza serial, czyli trójkąta między Paxtonem, Devi i Benem. Poza podkreśleniem kulturowego absurdu (zachowanie matki chłopaka) niewiele to dało. To nie miało przecież żadnego znaczenia dla rozwoju Devi. Takim samym nieporozumieniem jest wprowadzenie pod koniec motywu prywatnej szkoły. Wątek bardzo szybko poszedł do kosza. Rozumiem, że w kluczowym momencie – gdy Devi wyznaje z łzami, że chce spędzić jeszcze jeden rok z matką – to miało nas wzruszyć, ale wydaje się okropnie sztuczne.  Jeszcze nigdy... ogląda się przyjemnie, bo serial jest lekki i zabawny. Jednak gdy spojrzymy na całą serię, okaże się, że zbyt dużo tu nietrafionych decyzji fabularnych. Nie mogę wystawić tak samo wysokiej oceny jak poprzednikom. Do tego cliffhanger z Devi i Benem to dość tania zagrywka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj