Świat pełen jest osób, którym potrzeba do życia dreszczyku emocji, tego poczucia, że dokonało się czegoś prawie… niewykonalnego. Zdobywanie górskich szczytów jest właśnie domeną takich ludzi - nieustraszonych, choć znających granicę własnego ciała oraz psychiki. Zwłaszcza jeden z nich to przypadek bardzo interesujący…
Kim jest K? Dlaczego ukrywa się pod dziwnym pseudonimem? Czyżby rzeczywiście był Japończykiem zaginionym rzekomo przed laty w trakcie górskiej wspinaczki? Dlaczego według wielu porywa się z motyką na słońce, ale… odnosi sukces? Jednotomowa manga pt. K dwóch autorów, Jiro Taniguchiego (rysunki) oraz scenarzysty Shiro Tosakiego pozostawia czytelnika z większą liczbą pytań, niż przed lekturą. Niby fabuła podrzuca tropy, ale niczego tak naprawdę nie wyjaśnia. Ważna jest jedynie postać K, wybitnego alpinisty, który z górami czuje się za pan brat. Co o nim wiemy na pewno? Uważany za geniusza w swojej dziedzinie, wręcz boga, który dostanie się tam, gdzie nikt inny nie podoła. K nie jest jednak egoistą, pławiącym się w sławie. Zawsze ocenia swoje siły przed każdą wyprawą - zwłaszcza jeżeli ma na celu uratowanie człowieka. Jeżeli jest choć nikła szansa powodzenia, podejmie wyzwanie. K wsłuchuje się w góry, zna je bowiem jak własną kieszeń. Himalaje nie mają przed nim tajemnic. Pewnie wielu czytelników już na samym początku lektury odrzuci sam pomysł stworzenia bohatera, któremu do nadprzyrodzonych zdolności niewiele brakuje. Mamy tu jednak pokazany niezwykle dokładnie proces każdej górskiej wspinaczki, każdy ruch bohatera, jego proces myślowy - wszystko po to, aby jak najbardziej realistycznie pokazać, czym jest wspinaczka w Himalajach. Wielu uzna, że koszmarem. W jednym momencie zrobiłam jednak przysłowiowego facepalma, nie mogąc uwierzyć, że to, co robi w trakcie wspinaczki K, jest rzeczywiście możliwe (rozdział Everest cz. 2, opowieść o górze Kajlas też zresztą mnie zadziwiła). Tu już musiałby wypowiedzieć się po prostu jakiś uznany alpinista - na ile K rzeczywiście jest człowiekiem, a na ile… bogiem. Żeby nie było zbyt różowo trzeba dodać, iż nawet nasz główny bohater miewa chwile wyraźnego kryzysu.Kskłada się z pięciu opowieści, czasem podzielonych na podwójne rozdziały. Każda z nich to historia wspinaczki na jedną górę, każda jest też zupełnie inna. Wszystkie dostarczają zdecydowanie emocji i wywołują zwyczajną ciekawość, jak też K sobie poradzi w sytuacji wręcz patowej. Rysunki Taniguchiego to jak zawsze klasa sama w sobie i pewnym jest, że artysta poczynił ogromne przygotowania przed tworzeniem tej mangi. Każda góra, każda najmniejsza szczelina czy skała jest wiernie odtworzona. Z kolei styl rysowania ludzi zdecydowanie ciężko określić mangowym w ogólnym tego słowa znaczeniu. Taniguchi stawia na realizm, a nie słynne wielkie oczy bohaterów. Jedyne, co mi czasem przeszkadzało, to zbyt duże podobieństwo bohaterów do siebie. Co do wydania, za które odpowiedzialne jest wyd. Hanami, nie ma najmniejszych zastrzeżeń. Nie zauważyłam ani jednej literówki, co zdarza się jednak rzadko. Solidny, prawie 300-stronicowy tom zawiera gładkie kartki, przypominające papier kredowy. Generalnie - dobra robota.
Komu bym poleciła ten komiks? Na pewno miłośnikom gór, a także osobom szukającym czegoś w poważniejszym tonie. Warto samemu ocenić osobę K - to szaleniec czy geniusz? A może jedno i drugie? Jest on postacią na tyle intrygującą, że warto ją poznać. Żeby czerpać całkowitą przyjemność z lektury, trzeba jednak wszystkie wydarzenia brać za pewnik - zastanawianie się, czy to wszystko jest rzeczywiście realne, nie prowadzi właściwie donikąd. K jest niesamowity, a my mamy w to uwierzyć...