Mam swoją małą teorię dotyczącą tego, dlaczego Seth wziął się za filmy kinowe. Mistrz seriali animowanych, facet, który z równą swadą i nieuczesanym humorem prowadzi Oscary i Roasty dla Comedy Central, mógłby się wydawać człowiekiem spełnionym. Ale jest jeszcze wielki ekran. A robiąc filmy do kina, można nie tylko prowadzić, ale i dostać Oscara (MacFarlane na razie ma jedną nominację), a przede wszystkim (jeśli jest się równocześnie scenarzystą, producentem, reżyserem i gra główną rolę) można tak wszystko zorganizować, by na planie całować się z pięknymi aktorkami. Za pierwszym razem, w Tedzie, Seth tylko podkładał głos, więc Milę Kunis całował kto inny, ale już Charlize Theron była jego. Czyż to nie wystarczająca motywacja?

A i my, widzowie, na tym wszystkim wychodzimy naprawdę dobrze, bo komedie Setha to rzadkie w kulturze popularnej udane połączenie humoru, wulgarności, popkulturowych odniesień, inteligencji i skatologii. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to jedna z ulubionych mieszanek. Zwłaszcza gdy ktoś to robi z klasą.

MacFarlane po sukcesie Teda tym razem wyruszył na Dziki Zachód. Spróbował zmierzyć się z legendą Mela Brooksa, który przed laty w swych Płonących siodłach ustanowił niedościgniony wzorzec komediowego westernu. I jak dla mnie można uznać Brooksa za zdetronizowanego. Seth nie cofa się w swych żartach praktycznie przed niczym: jeśli uważa, że dobrym i zabawnym rozwiązaniem fabularnym będzie kupa – dostajemy tę kupę wręcz wylewającą się z ekranu. Wiem, możecie kręcić nosem, ale po cichu każdy z Was przyzna, że żarty z pierdzeniem zawsze się sprawdzają. Mamy tu także sporo tytułowych śmierci – niektóre bardzo spektakularne, kilka genialnych popkulturowych nawiązań (i to dosłownych) do innych filmów, a także sporo gadania o seksie. I to chyba jedyne, przed czym MacFarlane się powstrzymał. I trochę smutno – sam sobie wycałował Charlize Theron, a nam nawet jej dobrze nie pokazał. W sumie wiadomo, że tyłek Liama Neesona na ekranie jest zabawniejszy niż tyłek Charlize, ale przecież nie cały czas musi być aż tak śmiesznie.

Ale poza tym nie mam do Miliona sposobów, jak zginąć na Zachodzie zastrzeżeń. Wszyscy grają tak, jak powinno się grać w tego rodzaju produkcjach, scenariusz toczy się wartko, przemiana bohatera z nerdowskiego hodowcy owiec w lokalnego herosa jest równie wiarygodna, co śmieszna, sekwencja odlotu po narkotykach z pewnością będzie podstawą wielu internetowych memów, a i dialogi mają spore szanse na wejście do obiegu. Słowem – lato 2014 obfituje nam w naprawdę dobre komedie nie dla dzieci. Nieletnim pozostaje więc współczuć, a ci z dowodem osobistym proszeni są o udanie się do najbliższego kina.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj