Steve Rogers i Bucky Barnes powracają w Amerykańskich marzycielach – komiksie, w którym znajdziemy dwie główne historie i kilka zamkniętych, krótkich epizodów. Najważniejsze opowieści skupiają się na Zimowym żołnierzu oraz Kapitanie Ameryce i różnią się praktycznie wszystkim. Podczas gdy Bucky walczy o przetrwanie w rosyjskim więzieniu, gdzie na każdym kroku czeka na niego niebezpieczeństwo, Kapitan Ameryka trafia do świata fantazji, w którym wszystko jest możliwe. Mierzy tam się z osobliwym odłamem Hydry, próbującym (a jakże) zapanować nad światem. Historia Bucky’ego zaczyna komiks, przygody Steve’a, kończą. Jako interludium wydawca serwuje nam kilka dygresji pokazujących naszych bohaterów w nieco innym świetle. Przewrotne historyjki stawiają przed Kapitanem Ameryką osobliwe problemy. Walka z wampirami to oczywiście standard, ale co zrobi nasz amerykański heros, gdy spotka w teraźniejszości klon Adolfa Hitlera? Jak się zachowa, kiedy przyjdzie mu skonfrontować się z prostymi ludźmi, którzy podpisują pakt z diabłem, by przetrwać? Powyższe fabuły mają charakter krótkich przypowieści z morałem, ale w żadnym razie nie są one zbyteczne czy też bezwartościowe. To raczej eksperymenty na płaszczyźnie treści i formy. Co ważne, to nie Brubaker jest autorem wspomnianych epizodów. Za scenariusz odpowiadają między innymi Howard Chaykin, Frank Tieri i Cullen Bunn.  W ich historiach spotykamy Kapitana Amerykę nieco innego niż ten znany z sagi Brubakera. Nie jest on tak oczywisty, a przygody, w które zostaje wplątany, mają w sobie coś z przewrotności marvelowskiego nurtu What if…? To nie etos amerykańskiego rycerza jest tu najistotniejszy. Większe znaczenie ma artystyczna zabawa, choć oczywiście są to tylko kilkustronicowe przerywniki. Po ich przeczytaniu powracamy do znanego dobrze wszystkim Steve’a Rogersa, który tym razem wplątał się w wyjątkowo szaloną kabałę.
Egmont
Ci, którzy polubili styl Brubakera za trzymanie się zasad logiki i umocowywanie historii w rzeczywistych realiach, teraz mogą doznać szoku poznawczego. W długiej opowieści kończącej omawiany tom jest praktycznie wszystko. Hydra, inne rzeczywistości, przejmowanie kontroli nad umysłami tłumów, wszechobecne mordobicie, wojenne retrospekcje i wchodzenie do ludzkich snów. Ta część Amerykańskich marzycieli to klasyczne marvelowskie wesołe miasteczko – musi być efektownie, fantazyjnie i kolorowo. Akcja gna na złamanie karku, na scenie co chwilę pojawia się nowy zakapior, a strony dobra i zła są bardzo klarownie określone. Niestety, gdy Ed Brubaker wpada w marvelowskie koleiny, to jego twórczość traci charakterystyczny styl. Miłośnikom kultowego Zimowego żołnierza raczej taka wizja Kapitana Ameryki nie przypadnie do gustu. Na szczęście w otwierającej komiks opowieści jest zupełnie inaczej.
To właśnie opowiadając o uwięzionym w gułagu Buckym, Brubaker pokazuje pełnie swoich możliwości. Powraca ciemno-szara, depresyjna estetyka i defetystyczna fabuła. Barnes przestaje na chwilę być superbohaterem i panem własnego losu. Zamknięty w przerażającym miejscu, walczy o przetrwanie zarówno z więźniami, jak i strażnikami. Autor umocowuje fabułę w zimnowojennej konwencji. Rosjanie znów są radzieckimi aparatczykami, a starcie dobra ze złem przemienia się w konflikt dwóch systemów i ideologii. Finalnie wszystko sprowadza się do tradycyjnego superbohaterskiego mordobicia i zwycięstwa reprezentantów jasnej strony mocy. Wcześniej jednak dostajemy nieco krwistego szpiegowskiego thrillera (eklektyczny tandem Sharon Carter i Nataszy Romanoff), który przypomina nam stare dobre czasy Zimowego żołnierza. Amerykańscy marzyciele reprezentują wszystko to, co najlepsze i najgorsze w twórczości Eda Brubakera. Z jednej strony niespotykany w Marvelu realizm, z drugiej fantastykę, która nie zawsze trzyma się kupy. Krakowskim targiem wychodzi średniak bez większego efektu „WOW”. Kapitan Ameryka miał u Brubakera wiele lepszych momentów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj