Pościg za seryjnym mordercą w produkcji HBO? Wow – pomyśleli serialomaniacy – szykuje się Siedem małego ekranu! Dorzućmy do tego filmową obsadę, mroczną atmosferę oraz klimatyczne miejsce akcji, a otrzymamy przepis na uniwersalny sukces. Scenarzyści Detektywa podążają jednak nieco innymi ścieżkami i tworzą historię, która zdecydowanie nie jest dla wszystkich. Początkowa percepcja związana z tym, czym będzie ten serial, została zapewne skorygowana przez większość oglądających po pierwszych kilkunastu minutach premierowego odcinka. Ci rozczarowani narzekają na nudę i ślamazarny rozwój wypadków. Druga strona jest natomiast zachwycona filozoficzno-egzystencjalnym studium człowieka i wszelkich zakamarków jego umysłu.
Detektyw jest kolejnym przykładem tego, że wyższość współczesnego medium telewizyjnego nad filmem to fakt. Proces ten rozpoczął się mniej więcej w momencie premiery Oz na HBO w 1997 roku i stopniowo ewoluował do obecnego stadium. Jeżeli chce się opowiedzieć kompleksową i nietuzinkową historię, zawsze lepsze będzie poświęcenie temu 8-10 godzin w odcinkach niż dwóch w kinie. W erze amerykańskiej telewizji kablowej swoboda twórców w rozwijaniu artystycznych aspiracji jest ogromna, posiadają oni też - co ważne - o wiele więcej czasu na przedstawienie swoich wizji. Świat stworzony przez Nica Pizzolatto od samego początku urzeka unikalnym fabularnym stylem, który skupia się przede wszystkim na głównych bohaterach. Kryminalne śledztwo w tle nie ma napędzać akcji, ale pomagać nam w bliższym poznaniu Rusta i Marty’ego, a tym samym - zawiłości ludzkiej natury.
W "The Locked Room" Hart i Cohle powoli łączą pewne element dochodzenia w logiczną całość i są coraz bliżej odkrycia prawdy. Jednocześnie jednak zmagają się z kolejnymi spięciami w ich osobistych relacjach. Martin to tradycjonalista – osobnik mający określony system wartości i szereg zasad. Nawet romans zalicza do rzeczy koniecznych, aby utrzymywać zdrowy i zbalansowany stosunek do życia. Osoba postronna mogłaby nazwać go hipokrytą (i pewnie miałaby rację). Hart jednak tkwi w swoim "uporządkowanym" świecie i nie toleruje żadnych prób jego naruszenia. Nic więc dziwnego, że filozoficzne rozprawy Rusta działają na niego jak płachta na byka. Aż dziw bierze, że to partnerstwo przetrwało siedem lat. Powody tak długiego stażu poznamy zapewne w kolejnych odcinkach, jednak na razie trudno wyobrazić sobie tych dwóch mężczyzn jako przyjaciół.
[video-browser playlist="635378" suggest=""]Postać Cohle’a jest kluczowa dla odbioru Detektywa. Woody Harrelson znakomicie go uzupełnia, ale to właśnie Matthew McConaughey jest najjaśniejszą gwiazdą serialu. Niemal każde zdanie, jakie pada z jego ust, to mały scenopisarski brylant. Rust to glina, który przeszedł wiele w swoim życiu. Śmierć córki i praca pod przykrywką odcisnęły swoje piętno. Wiemy również, że zobaczył niemały kawałek świata. Jego dogłębna wiedza dotycząca ludzkiej osobowości spełnia dwie zasadnicze funkcje. Z jednej strony służy temu, o czym wspomniałem wcześniej, w szczególności nadaniu bohaterom wielowymiarowości i pomocy w zrozumieniu ich psychiki. Ważniejsze jest jednak to, że te analizy jednocześnie kształtują obraz mordercy: Świat potrzebuje złych ludzi, aby powstrzymywali pozostałych złoczyńców. Choć jeszcze ani razu go nie ujrzeliśmy, poznajemy antagonistę poprzez protagonistę, tak jakby byli jednością. Cohle powiedział w pilotowym odcinku: To getto, jeden wielki kosmiczny rynsztok. […] Ludzie są zaprogramowani, aby myśleć, że każdy z osobna jest kimś, choć w istocie każdy jest nikim. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
To, jak brniemy przez życie, zależy od iluzji, z jakimi stykamy się po drodze. Zrobimy wszystko, aby doznać katharsis, wewnętrznego oczyszczenia i spokoju ducha. Jesteśmy gotowi projektować nasz strach, bolączki i samopogardę na siłę wyższą, by poczuć się lepiej z samym sobą. Dla Rusta religia to wirus, który tłamsi i tłumi zdolność krytycznego myślenia. To jedna z iluzji, która pozwala ludziom funkcjonować w rynsztoku, w jakim brodzą na co dzień. Kto wie, czy morderstwo nie pełni podobnej roli dla naszego czarnego charakteru. Ironia całej sytuacji polega jednak na tym, że to nie sprawca doznaje katharsis, ale jego ofiara, która w ostatniej chwili swojego życia odczuwa ulgę, gdyż zrozumiała, co to znaczy być człowiekiem. Potwór, który jej to umożliwił, kontynuuje żywot w fatamorganie rzeczywistości i nie przestanie zabijać, dopóki inny "nikt" go nie powstrzyma.
Detektyw to dzieło, obok którego nie można przejść obojętnie. Takiej produkcji jeszcze w telewizji nie było. Pozostało pięć odcinków pierwszego sezonu i trzeba delektować się ich każdą minutą.