Stambuł – największe miasto Turcji położone na dwóch kontynentach. Jedna z największych i najbardziej zaludnionych metropolii świata z wielką historią w tle i nieoczywista stolica kociego imperium. A przynajmniej takie można odnieść wrażenie, oglądając Kedi. Prawdę mówiąc, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że na ulicach tego miasta żyje tak ogromna liczba kotów, i gdyby nie film Ceydy Torun, nadal żyłbym w błogiej nieświadomości. Czy coś to zmienia? W zasadzie niewiele. Może poza tym, że jak kiedyś uda mi się odwiedzić te miasto, to baczniej będę przyglądał się mieszkającym tam kotom. Może nawet uda się spotkać jednego z bohaterów tego niezwykłego dokumentu. Reżyserka filmu Kedi zabiera nas w podróż po ulicach Stambułu, a za przewodników czyni osiem kotów. To z ich perspektywy przyglądamy się miastu, a także śledzimy ich kocie zwyczaje. Spryciara, Przylepa, Sułtan, Flirciarz, Bestia, Szajba i Cwaniak to koty niezwykłe, a zarazem zupełnie zwyczajne. Mijając je na ulicy, z pewnością nie zwrócimy na nie uwagi, a już na pewno nie pomyślimy, jakie życie prowadzą i co je wyróżnia wśród całej rzeszy innych czworonogów. A tu dostajemy morze informacji na ich temat. I okazuje się, że każdy z nich to zupełnie inna osobowość. Fantastycznie ogląda się ich codzienne rytuały. To jak polują, jak zajmują się potomstwem, rządzą na dzielnicy, czy podstępem wyciągają jedzenie od ludzi. Ale to nie tylko film o kotach, to także kino o ludziach, o ich „właścicielach”. To z ich słów dowiadujemy się, jakie są koty i dlaczego tak bardzo je kochają. Nie ma tu nic wymuszonego. W słowach, w głosie i w zachowaniu widać, że Ci ludzie ubóstwiają swoje czworonożne pociechy (czego do końca nie można powiedzieć o kotach) i że dają im one radość życia. Nawet wtedy kiedy nie ma ich w pobliżu. Dzięki temu dostajemy nie tylko portret kotów (poza główna ósemka jest tu ich cała masa), ale także ludzi zamieszkujących Stambuł i od lat związanych z tymi zwierzętami. Przed naszymi oczami rodzi się zupełnie inny obraz metropolii. Inny od tego znanego z pocztówek czy opowieści znajomych. Obraz miasta, którego zwyczajny turysta nie zobaczy. Duża w tym zasługa realizacji filmu. To głównie z perspektywy kotów przyglądamy się miastu. Zatem kamera przyjmuje ich punkt widzenia, a niekiedy za nimi podąża. Z pewnością wymagało to dużo pracy i sporo cierpliwości. Koty chodzą własnymi drogami i ciężko jest je kontrolować. Zatem realizacyjnie nie było to łatwe zadanie. Ale efekt jest fantastyczny. Poznajemy zakamarki miasta, gdzie turysta raczej się nie zapuści, małe targowiska i porty rybackie. Poznajemy życie mieszkańców miasta - ludzi i kotów – ich wspólne relacje i codzienne rytuały. Całość uzupełnia fantastyczna muzyka i zapierające dech w piersiach zdjęcia miasta z lotu ptaka. Wszystko to składa się na niezwykłą symfonię miejską, jakiej w kinie nie widziałem już od lat. Niestety film nie jest pozbawiony wad, a największą z nich jest nuda, która w pewnym momencie niepostrzeżenie wybija się do przodu. Można by było jej uniknąć, odrobinę skracając metraż filmu, ale w ostateczności nie psuje ogólnego wrażenia. Zwłaszcza, że zdarza się praktycznie w ostatnich minutach filmu Torun. Podsumowując - nieważne, czy lubisz koty, czy też nie, zapoznaj się z tym filmem. Może nie każdemu przypadanie on do gustu, ale wizja miasta w nim przedstawionego na długo pozostaje w pamięci. Stambuł jest w tym filmie równie dostojny i tajemniczy jak jego koci bohaterowie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj