W poprzednich kilku sezonach serial stopniowo odchodził od tradycyjnego schematu "klienta tygodnia", by w ostatniej serii przybrać formę ciągłą z jedną, główną osią fabularną. Ton opowiadanej historii również spoważniał i koniec końców finałowe odcinki miały tak naprawdę niewiele wspólnego z doprowadzeniem do upadku terrorystycznej siatki. Te trzynaście epizodów miało na celu przedstawić upadek człowieka, wiernego patrioty, który musi ostatecznie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tak bardzo upragniony powrót do CIA jest tym, czego rzeczywiście pragnie?

Finał serialu przeplata sceny sentymentalne i pełne emocji z tymi, do których Burn Notice nas już przyzwyczaiła – związanych z wykorzystaniem sporych zasobów C-4. Nasi bohaterowie są poszukiwani listem gończym i jedynym wyjściem z tej sytuacji jest znalezienie sposobu na ostateczne unicestwienie organizacji kierowanej przez tajemniczego i nieobliczalnego Jamesa Kendricka. Matt Nix zaserwował nam prawdziwą huśtawkę nastrojów, gdyż byliśmy już bardzo blisko uwierzenia, że James zdołał przekonać Michaela do przejścia na jego stronę. Westen zdał sobie bowiem sprawę z tego, że amerykański wywiad posunie się do niewyobrażalnych czynów, aby osiągnąć określony cel - bez względu na straty uboczne. To maszyna bez uczuć, a Michael za wszelką cenę nie chciał się w takową zamienić. Mając władzę, sam mógłby decydować o tym, co jest słuszne, a co nie, kto ma zginąć, a kto przeżyć. Współpraca z Kendrickiem to umożliwiała, ale czy sprzedanie duszy diabłu faktycznie okazałoby się lepszym rozwiązaniem?

[video-browser playlist="635246" suggest=""]

Niektórych może dziwić, dlaczego tak poważnie analizuję niektóre aspekty siódmej serii. W końcu serial ma łatkę lekkiej, rozrywkowej, letniej produkcji. Moim zdaniem widać jednak dość wyraźną zmianę tonu prowadzenia historii od momentu tragicznej śmierci Nate’a Westena w szóstym sezonie. Michael winił się za śmierć brata, a jego wspólne sceny z matką wyniosły Burn Notice nieco wyżej w hierarchii telewizyjnych dramatów. Zresztą Madeline, grana przez Sharon Gless, jest od przeszło roku prowadzona przez scenarzystów w taki sposób, że wcale nie dziwi jej pełne miłości i poświęcenia zachowanie w "Reckoning".

Michael ostatecznie oczywiście wybiera rodzinę i życie u boku ukochanych osób gdzieś w odległym, jogurtem płynącym miejscu. Sam i Jesse pozostali w Miami i wygląda na to, że reaktywują biznes pomagania dobrym ludziom wplątanym w tarapaty. Wszystko zmierzało do takiego zakończenia - i bardzo dobrze, ponieważ happy end, który otrzymaliśmy, pasuje tutaj jak ulał.

Burn Notice trzeba podsumować jako produkcję z serii guilty pleasures, jednak o dostatecznym ciężarze gatunkowym, że w żadnym wypadku nie należy wstydzić się śledzenia losów bohaterów przez ostatnie sześć lat i żałować poświęconego czasu. Serial nigdy nie zwalniał tempa, utrzymywał równy poziom i był idealną mieszanką akcji oraz komedii z atrakcyjną domieszką dramatu. Ocena finałowego odcinka pokrywa się idealnie z tą, jaką należy wystawić całemu serialowi. Główny bohater wreszcie odnalazł prawdziwą tożsamość i swoje miejsce w życiu. Ma długą i niezwykle ciekawą historię do opowiedzenia swojemu bratankowi i, zgodnie z sugestią Fi, faktycznie powinien zacząć od słów: - Nazywam się Michael Westen. Kiedyś byłem szpiegiem, dopóki…  

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj