„Viva l’arte” nie jest adaptacją żadnej z dotychczasowych historii o Lokim: to zupełnie nowa opowieść rozgrywająca się w tym samym uniwersum, najprawdopodobniej chronologicznie umieszczona gdzieś między pierwszym a drugim tomem (Kłamca pracuje już dla aniołów, ale jeszcze nie ma pomocników w osobach Erosa i Bachusa). Wiąże się z tym zastrzeżenie, iż lepiej nie zaczynać przygody z uniwersum Ćwieka właśnie od komiksu – pewne sprawy (jak to, skąd kontakty nordyckiego bóstwa z archaniołem Gabrielem czy dlaczego Loki odbiera zapłatę w piórkach) nie zostają ponownie wyjaśnione.
O czym zatem jest komiks? To historia jednej z misji Lokiego. Okazuje się, iż jeden z nowojorskich bezdomnych tak naprawdę jest nowym prorokiem i ważną częścią boskiego planu. Niestety mężczyzna zaginął, a jego anioł stróż został zmasakrowany. Gabriel zleca Kłamcy zorientowanie się, co zaszło, i znalezienie zguby. Dość ważną rolę w całej opowieści odgrywa pewien dobrze odżywiony ksiądz, a w fabule pojawiają się pytania, ile można poświęcić dla prawdy… czy też dla sztuki.
Historyjka jest krótka, mimo to nie brakuje w niej zwrotów akcji, charakterystycznego dla Kuby Ćwieka czarnego humoru czy też popkulturowych nawiązań. Gdyby jednak chodziło tylko o to, „Viva l’arte” równie dobrze mogłoby być opowiadaniem. Nie wyobrażam sobie jednak takiej sytuacji – Dawid Pochopień i Grzegorz Nita pokazali, iż są ważnymi częściami tej historii.
Za pierwszy oficjalny wizerunek Kłamcy odpowiadał Piotr Cieśliński – autor okładek serii książkowej. Jego Loki był świetny, jednak przedstawiony z dość klasycznym typem urody i całkiem przystojny. Zwariowana historia o tricksterze aż prosiła się o coś ostrzejszego, odważniejszego. I taki właśnie jest Loki Dawida Pochopienia: przerysowany, groteskowy, narysowany ostrą kreską. Zapewne nie każdemu przypadnie do gustu (trudno wzdychać do niego po nocach jak do przystojniaka z okładki), ja jednak uważam, że jest strzałem w dziesiątkę! I to we wszystkich swoich postaciach – ojca Lokiana, nordyckiego bóstwa czy też twardziela w długim płaszczu. Inne postaci także zostały oddane świetnie. Szczególnie zachwycona jestem Gabrielem, podobnym do Oscara Wilde’a, w fiołkowych szatach, z lilią w dłoni i ze skrzydłami jakby pokrytymi puchem. Idealnie oddaje nieokreśloność płci, którą powinni cechować się aniołowie. Absolutnym majstersztykiem są też postaci, które Loki spotka w kanałach na drodze swojego śledztwa (przemilczę, kim są, by nie zdradzać fabuły).
Drapieżna kreska Dawida Pochopienia zwieńczenie znalazła jednak w mocnych i niepokojących kolorach autorstwa Grzegorza Nity.. Ponieważ większość fabuły rozgrywa się w nocy lub w ciemnych pomieszczeniach, w miejsce światła słonecznego w poszczególnych kadrach pojawia się elektryczne, co świetnie pomogło wydobyć nastrój grozy za pomocą cieni i tonacji.
Na uwagę zasługuje także wydanie: dobrej jakości papier, nasycone kolory, twarda oprawa (choć dostępna jest też wersja w miękkiej). Komiks, prócz wstępu i posłowia Jakuba Ćwieka zawiera także dwa inne bonusy – galerię postaci autorstwa Dawida, pozwalającą jeszcze przez chwilę podelektować się jego świetną kreską, oraz miniaturkę komiksową „Brand manager”, w której to Loki spotyka się… z Jakubem Ćwiekiem. Nawet sama w sobie jest ona warta uwagi.
Bez najmniejszych wątpliwości polecam „Viva l’arte” wszystkim fanom Jakuba Ćwieka. Sądzę, że fani komiksu także powinni być usatysfakcjonowani – z tego, co zdążyłam się zorientować, wydanie naprawdę warte jest uwagi.
[image-browser playlist="596287" suggest=""]
Scenariusz: Jakub Ćwiek
Rysunki: Dawid Pochopień
Kolory: Grzegorz Nita
Tytuł: Kłamca. Viva l’arte
Wydawca: Sine Qua Non
Data wydania: październik 2012
Liczba stron: 68
Format: A4
Okładka: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 34,90 zł