Jednocześnie rozwija prywatny wątek Marty’ego i to na kilku płaszczyznach. Mimo że House of Lies to produkcja z zasady opowiadająca co tydzień o innej sprawie, to główny wątek zarysowywany jest dość systematycznie. W prywatnym, rodzinnym wątku Kaana, po raz pierwszy w serialu pojawił się jego młodszy brat – Malcolm. Jak to w rodzinie, nie zawsze wszyscy żyją w zgodzie. Szybko okazuje się jednak, że powrót Malcolma do rodzinnego domu nie jest spowodowany jego problemami czy też próbą wyciągnięcia pieniędzy, ale stanem zdrowia najstarszego z Kaanów. Choroba Parkinsona z tygodnia na tydzień daje coraz bardziej znać o sobie, a zapracowany Marty nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Nie tylko w domu, ale również w swojej pracy Marty zostaje solidnie sponiewierany przez życie. Jego wyjazd do Chicago na spotkanie z przedstawicielami Banku Narodowego szybko przeistacza się w bliższą znajomość z bohaterką graną przez znaną z Dr. House’a Lisę Edelstein. Przyjemnie jest zobaczyć aktorkę w nieco innej, odważniejszej roli w telewizji kablowej. Edelstein kreując swoją postać pokazała, jak duże ograniczenia w rozwoju bohaterów panują w ogólnodostępnych stacjach. Zgodnie z przewidywaniami, Marty zaczyna rozumieć, dlaczego jego nowa szefowa w Galweather, Julianne Hofschraeger, od samego początku jest dla niego aż nadto miła.
[image-browser playlist="594190" suggest=""]
©2013 Showtime
Marty jako szef swojego teamu staną przed teoretycznie trudnym, a tak naprawdę jedynym sensownym, rozwiązaniem rozdzielenia zespołu na dwa mniejsze. Do Chicago nie zabrał Jeannie (z wiadomych względów, ich wspólne podróże nigdy nie kończą się dobrze), a Clyde’a. Jeannie razem z Dougiem polecieli do San Diego, usiłując rozgryźć działalność portalu randkowego, a przy okazji sami wybrali się na tzw. „randki w ciemno”. Nieoczekiwanie na pomyśle zyskał tylko Doug i wygląda na to, że wątek ten wałkowany będzie również w kolejnych odcinkach. W końcu nieczęsto udaje się Guggenheimowi wyrwać jakąś pannę.
Główny problem piątego odcinka to kompletny brak… zabawnych scen, z których House of Lies zawsze słynęło. Zupełnie nie przekonało mnie pokazanie zbyt luźnych spodenek jednego z szefów Banku Narodowego czy też zbyt bezpośrednia Jeannie podczas swojej „randki w ciemno”. Mimo to produkcja stacji Showtime to wciąż serial warty oglądania, nawet wtedy, gdy robi się nieco bardziej poważny.
Ocena: 6/10