Pierwsza część opowiada historię grupy przyjaciół, w której głównymi bohaterami są Lloyd i Colette. Świat przedstawiony w grze jest zagrożony i ulega wyniszczeniu z powodu braku many. Zapobiec temu może "wybraniec", czyli właśnie Colette, która musi odbyć podróż po świecie. Jej zadaniem jest odblokowanie lub też zdjęcie pieczęci ze świątyń różnych żywiołów, aby usprawnić przepływ many, co przyczyni się do pokonania nękającej ludzkość nacji Desians. Ekosystem świata gry bazuje na manie i jest przez nią napędzany.
W trakcie podróży poznajemy kolejnych bohaterów, których wątki są mocno rozbudowane, a pomimo faktu, że teoretycznie nie są ze sobą powiązane, to budują spójną, czytelną i ciekawą całość. Główny wątek fabularny gry jest według mnie bardzo dobrze napisany i zawiera kilka nieprzewidzianych zwrotów akcji. Wydaje nam się, że wiemy, co będzie dalej, ale jednak fabuła zaskakuje, co powoduje, że trudno oderwać się od grania.
System walki w "Tales of Symphonia" jest niezwykle przyjazny jak na tę serię. Kolejne elementy rozgrywki wprowadzane są z czasem, więc łatwo się ich nauczyć i umiejętnie je wykorzystywać. System walki jest na wpół taktyczny, na wpół zręcznościowy, ponieważ możemy zapauzować akcję, aby wejść do menu, ale ataki wyprowadzamy odpowiednimi kombinacjami klawiszy w czasie rzeczywistym. Od siebie mogłabym dodać, że ze wszystkich "Tales", w które grałam, system walki i całe wprowadzenie do niego jest dla mnie w tej części najbardziej zrozumiałe i przyjazne, co może pomóc graczom niezaznajomionym z serią.
Gra jest bardzo ładna, chociaż grafika nie powala na kolana. Chodzi dość wolno, ale nie gubi klatek animacji. Mogłabym ją przyrównać do działania oryginalnego "Final Fantasy X" na PS2, które w wersji europejskiej działało w maksymalnie 50 klatkach na sekundę, co w porównaniu do wersji NTSC było nieciekawym widokiem.
Modele postaci oraz miasta są bardzo ładnie wykonane, kolorowe i przez swój specyficzny cell shadingowy styl wyglądają, jakby w ogóle się nie starzały. Elementem, który rozczarowuje, jest przejście na mapę świata, która kłuje w oczy. Jest brzydka, kwadratowa, a przeciwnicy są przedstawieni jako czarne kupy bezkształtnej mazi. Całość pokrywają rozciągnięte tekstury bez wyrazu, co bardzo kontrastuje z tym, jak przedstawiają się miasta i dungeony, którym moim zdaniem nie można niczego zarzucić.
Pomimo bardzo wciągającej i głębokiej fabuły gra wyglądem przypomina bajkę dla dzieci. Bardzo mangowy styl jest nieodłącznym elementem serii "Tales", ale modele postaci i świat mają stylistykę SD (Super Deformed), przez co trudno jest na poważnie traktować historię, bo przedstawiona została trochę groteskowo.
Część druga - pomimo tego, że jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej - już od początku sprawia zupełnie odmienne wrażenie. Akcja rozgrywa się dwa lata po wydarzeniach z pierwszej odsłony i kierujemy tu zupełnie nowymi bohaterami, Emilem oraz Martą, którzy próbując odnaleźć się w nowym porządku świata, wyruszają w podróż, aby obudzić lorda demonów - Ratatoska. W trakcie gry pojawiają się postacie z pierwszej części (chociaż nie zawsze jako wsparcie). Najbardziej zaskakującą rzeczą okazuje się to, że główny bohater od samego początku jest przedstawiany jako nasz wróg numer jeden.
Druga część jest zupełnie inna - w moim odczuciu bardziej skomplikowana. Specjalne ataki znów są nazywane artami, a cały system walki wymaga czasu, aby się z nim zapoznać. Trochę chaosu wprowadza dostępność wszystkich funkcji od samego początku gry, a nie stopniowo wraz z upływem czasu, jak to miało miejsce w "jedynce". Nowy system walki opiera się głównie na umiejętnym wykorzystaniu faktu, że do większości ataków przypisany jest jakiś żywioł, a my, ustawiając odpowiedni jako dominujący, możemy przeważyć o wygranej lub porażce w pojedynku. Ponadto poza bohaterami w drużynie mamy możliwość łapania i hodowania potworów (twórcy przygotowali ich ponad 200). Niestety nie sprawia to takiej frajdy, jak łapanie pokemonów czy też familiarów w "Ni no Kuni".
Grafika w "Dawn of the New World" prezentuje się zupełnie inaczej niż w pierwszej. Twórcy odeszli od infantylnego wyglądu na rzecz bardziej dojrzałych modeli postaci, które dalej utrzymane są w mangowym stylu. Pomimo faktu, że jest to port z późniejszej produkcji, która powinna być bardziej zaawansowana graficznie, moim zdaniem ta część wydaje się być bardziej "kanciasta" z powodu wyblakłych kolorów i rezygnacji z baśniowej stylistyki. Gra chodzi jednak dużo płynniej od swojej poprzedniczki. W czasie rozgrywki nie natknęłam się na żadne bugi czy też gubienie klatek. Brzydka mapa świata została zastąpiona opcją szybkiej podróży pomiędzy lokacjami.
Obie produkcje w tym wydaniu posiadają możliwość zmiany ścieżki dźwiękowej z angielskiej na japońską, co moim zdaniem jest strzałem w dziesiątkę. Ze względu na mangową stylistykę i typowo japoński klimat produkcji w "Tales" zawsze brakowało mi oryginalnych głosów postaci. Angielskie, chociaż nie były najgorsze, odstawały od klimatu gry. Ścieżka dźwiękowa w obydwu tytułach nie została w żaden sposób zmodyfikowana, co nie jest wadą. Wszystkich utworów słucha się przyjemnie, chociaż nie zapadają w pamięć jak te z innych produkcji z gatunku jRPG.
Odświeżone "Tales of Symphonia" pomimo dość archaicznej mechaniki pierwszej części są świetną pozycją dla kogoś, kto chce się zapoznać z serią. Zaletą tych gier jest niewątpliwie fakt, że można się zaangażować w rozgrywkę i zmusić się do myślenia. Nie ma tutaj ułatwień typowych dla większości współczesnych produkcji. Niektóre elementy trzeba zapamiętać, bo gra nie zrobi tego za nas - dobrze jest więc robić notatki.
Tales of Symphonia Chronicles, jak przystało na prawdziwego jRPG-a, nie posiada checkpointów i autosave'ów, przez co nie jest produkcją nadającą się na granie po 20 lub 30 minut - lepiej zarezerwować sobie większą ilość czasu. "Tales of Symphonia", co ciekawe, nie jest portem wydania na GameCube, tylko japońskiej wersji z PlayStation 2 - rozszerzonej o kilka sidequestów i innych "smaczków", co czyni ją bardziej atrakcyjną dla europejskiego gracza.
Podsumowując, Tales of Symphonia Chronicles uważam za bardzo udane wydanie, mimo że nie jest to mocno poprawiony remaster, a tylko podciągnięty do standardów HD oryginał. W bardzo przystępnej cenie dostajemy świetny tytuł z gatunku jRPG oraz jego już trochę mniej udaną kontynuację. Polecam tę pozycję wszystkim, którzy nie grali jeszcze w żadne "Tales", a są zainteresowani tą serią.
PLUSY:
+ płynność rozgrywki,
+ atrakcyjna cena,
+ ponad 100 godzin wciągającej gry.
MINUSY:
- niewielkie różnice pomiędzy oryginałem a remasterem,
- "Dawn of the New Worlds" to średnio udana kontynuacja,
- archaizmy w mechanice gry momentami irytują.