Klątwa Bridge Hollow miała być idealną familijną propozycją dla fanów kina grozy. Czuć w tym taki specyficzny klimat, który najłatwiej porównać do kultowych Pogromców duchów. Gdy w pewnym momencie demon opanowuje halloweenowe dekoracje, które ożywają i zaczynają terroryzować miasteczko, skojarzenie z klasykiem gatunku włącza się automatycznie. Na tym jednak podobieństwa się kończą, bo nowy twór Netflixa trudno nazwać filmem czy rozrywką. Wszystko jest tak generyczne i sztuczne. Głównym problemem są postacie. Chociaż aktorzy robią, co mogą, by nadać im życia – chwała Marlonowi Wayansowi, który dla odmiany nie gra typowego nieogarniętego głupka – to scenariusz nie działa na ich korzyść. Sprawia, że niektóre motywy są w niedorzeczny sposób wałkowane i wznoszą nas na nowe poziomy frustracji. Przykład? Relacja ojca z córką i jego gadanie, że wszystko da się naukowo wyjaśnić, choć dopiero co widział opętane "coś". To dowód braku wyobraźni u scenarzystów, którzy tworzą piekielnie sztuczną ewolucję postaci. 
fot. Netflix
Solidnie jest tak naprawdę przy wątku przygody, czyli ganianiu po mieście, gdy kolejne dekoracje ożywają i sieją grozę. Jest w tym kilka niezłych pomysłów na sceny akcji, a ich wykonanie jest co najmniej poprawne. To pokazuje, że w tej familijnej przygodzie drzemał jakiś potencjał, który został całkowicie zmarnowany. Co nam po scenach akcji, gdy historia jest fatalnie budowana, a relacje postaci wywołują zażenowanie? I jeszcze na koniec mamy starcie z demonem, który jest najbardziej nudną, pozbawioną emocji sceną, jaką w 2022 roku można zobaczyć w kinie gatunkowym. Klątwa Bridge Hollow tylko przypomina, że Netflix wciąż ma problem z filmami rozrywkowymi. Te scenariusze nigdy nie powinny zostać zrealizowane w takiej formie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj